Pewien mój znajomy skomentował: „Nie przekonuje mnie to, co
napisałeś o stworzeniu i o Bogu”. Nieco zaskoczony spytałem: „Poważnie? A
co ci się nie zgadza?”. Odparł: „No więc, z Twoich słów wynika, że
wierzysz, iż Bóg stworzył świat”. Zdumiały mnie te słowa – nie dlatego,
że wypowiedział je ktoś mający stopień doktora i będący etatowym
wykładowcą biologii na Uniwersytecie Południowej Kalifornii, ale
dlatego, że wypowiedział je człowiek aktywnie działający w kościele,
uznającym poglądy teologiczne, zakorzenione w nauczaniu Marcina Lutra i
Jana Kalwina. Podejrzewam, że człowiek ten dał się przekonać, że
wiarygodność Biblii jakoś się rozpuściła w kadzi z kwasem azotowym.
Przyznałem
więc: „Tak, wierzę, że dzieło stworzenia jest bezpośrednim aktem Bożego
działania, ponieważ to właśnie mówi Biblia i jest to dla mnie znacznie
bardziej racjonalne i prawdopodobne niż ewolucja”. Problem w
dzisiejszych czasach polega na tym, że nauka stała się niemal wyłącznie
naturalistyczna, co w gruncie rzeczy eliminuje istnienie Boga. Wiele
osób uważa, że wiara w Boga wyklucza myślenie naukowe, że w ewolucyjnym,
naturalistycznym podejściu do stworzenia i życia nie ma miejsca na
wiarę.
Jest to smutne rozróżnienie, nie dlatego, że jest
nienaukowe, ale dlatego, że zmusza do opowiedzenia się za jednym lub
drugim rozwiązaniem i podważa ważne wyniki badań, prowadzonych przez
doskonałych naukowców; powoduje również, że zdolni, inteligentni ludzie
porzucają karierę naukową, zmuszeni do dokonania wyboru pomiędzy wiarą a
sukcesami na polu nauki.
Richard Dickerson, zajmujący się ewolucją
chemiczną, w książce The Game of Science, pisze: „Nauka z zasady jest
grą. W tej grze obowiązuje jedna nadrzędna i niepodważalna zasada:
przekonać się, jak najlepiej i najobszerniej uda nam się wyjaśnić
działanie fizycznego i materialnego świata, odwołując się jedynie do
przyczyn czysto fizycznych i materialnych, bez udziału jakichkolwiek sił
nadprzyrodzonych.”
Czy nauka nie stała się aby nienaukowa w
swoich uprzedzeniach względem religii? Tak twierdził dr Henry Morris,
wybitny hydrolog, przez wiele lat zatrudniony w Virginia Polytechnic
Institute. Zgadzał się z Dickersonem, że nauka to gra i oświadczył, że
nauka uczestniczy przynajmniej w trzech grach o prawdę, z których każda
stanowi pogwałcenie metod naukowych. Pierwszą grą nauki jest, zdaniem
Morrisa, próba wyjaśnienia fizycznego i materialnego wszechświata, tylko
w oparciu o przyczyny naturalne. To, oczywiście, wypływa z założenia,
że nie istnieje Bóg, który w jakikolwiek sposób mógłby uczestniczyć w
stworzeniu. Jest to postawa mówiąca: „Nie mieszaj mi w głowie faktami,
już podjąłem decyzję”.
Morris nawiązuje do rozmowy, jaką odbył kiedyś
z profesorem biologii opiekującym się doktorantami. Kiedy zapytał go,
czy jest możliwe uzyskanie stopnia doktora nauk biologicznych przez
osobę wierzącą, że Bóg stworzył świat, profesor odparł, że nie.
Następnie Morris dodaje: „Bez względu na świetne oceny, pracę doktorską,
czy nawet wiedzę na temat ewolucji, gdyby osoba ta nie była
zwolennikiem tej teorii, nie mogłaby otrzymać tytułu doktora. Takie są
reguły gry”.
Zdaniem Morrisa, przesłanka leżąca u podstaw drugiej
gry głosi: „Cel uświęca środki”. Innymi słowy, naginanie faktów jest w
porządku, jeśli służy potwierdzeniu tego, co naukowiec chce udowodnić.
Chciałbyś powiedzieć: „Takie rzeczy mają miejsce w nauce? To bardziej
pasuje do sprzedawcy używanych samochodów”. Profesor Harvardu, Richard
Lewontin, w swojej książce The Inferiority Complex, pisze: „Naukowcy,
tak jak i inni, czasami celowo kłamią, w przekonaniu, że niewielkie
kłamstwa mogą posłużyć większej prawdzie”. To trochę jak stwierdzenie:
„Nie przyjmiemy żadnego dowodu na to, że stworzenie jest dziełem Boga,
ponieważ wszyscy wiedzą, że Bóg świata nie stworzył.”
Celem
trzeciej gry, w którą, zdaniem Morrisa, zabawia się nauka, jest
nieustępliwe przekonanie, że wszyscy prawdziwi naukowcy są
ewolucjonistami, a więc wiara, że Bóg stworzył świat, automatycznie
dyskredytuje twoje badania i pracę naukową. To przypomina sytuację,
kiedy ktoś mówi, że biały ser tuczy, ponieważ grubasy go jedzą. Przecież
to absurd! Czyżby chodziło o to, że przyznanie, iż Bóg istnieje i miał
coś wspólnego ze stworzeniem ludzkości i wszechświata, zmusza nas do
pewnej osobistej, moralnej odpowiedzialności, której naukowcy pragną
uniknąć?
"Przyglądając się teorii Darwina, na której wiele lat
opierał się mój ateizm, szybko doszedłem do wniosku, że jest ona zbyt
naciągana, aby być wiarygodną."
Autor: Lee Strobel