Cała Biblia opowiada historię o miłości, łasce i wierności Boga do człowieka. Zostały one najpełniej objawione przez śmierć i zmartwychwstanie zapowiedzianego przez proroków Zbawiciela - Jezusa. Bóg kocha człowieka tak bardzo, że oddał za niego swego Jedynego Syna. Jednak ta wiadomość nie wyczerpuje Ewangelii, nie jest jej pełną treścią. Dobra wiadomość o zbawieniu jest nierozerwalnie związana z wezwaniem, aby naśladować Chrystusa. Wiele osób, niestety, nie chce tej pełnej treści przyjąć do swojego życia i stara się omijać te fragmenty Pisma Świętego, które są trudne lub wymagające.
Chrześcijanie, wbrew potocznym opiniom, nie starają się “zasłużyć na Niebo” swoim postępowaniem. Twierdzą oni, że to Bóg przez swego Syna, Jezusa, zapłacił swoją własną krwią cenę zbawienia. Dzięki temu ci, którzy uwierzą w Zbawiciela, mogą żyć w relacji i pokoju z Bogiem na ziemi i przez całą wieczność. Bóg sam pragnie zbawienia człowieka i czyni wszystko, aby stało się ono możliwe. To absolutnie niezwykła wiadomość! Nic zatem dziwnego, że przesłanie to zostało zaniesione przez uczniów Jezusa na cały świat. Dziś próżno w zachodnim kręgu kulturowym szukać człowieka, który nie słyszał, że Bóg jest miłością.
Jednak w wielu przypadkach, żeby dotrzeć z Ewangelią do świata zsekularyzowano ją, czyli okrojono z elementów, które mogłyby budzić sprzeciw lub kontrowersje. Dlatego tak wiele jest osób, które wierzy w bliżej nieokreślonego Boga miłości, ale nie deklaruje przynależności do żadnej religii. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że wiara taka jest dość zbieżna z nauczaniem Jezusa: niebiański Ojciec pragnie dobra każdego człowieka, więc na pewno znajdzie sposób, aby każdy był zbawiony. Nie liczy się zatem do jakiej religii ktoś należy ani co robi. A skoro Bóg pokonał śmierć, to nie ma potrzeby mówić o grzechu i potępieniu - bo ludzkość została już odkupiona. Niestety, takie przekonania de facto negują to, co Nauczyciel z Nazaretu naprawdę mówił o Bożej miłości, łasce i odkupieniu win. Dziś wiele osób mówi o Jezusie i powołuje się na Niego, używa chrześcijańskiego języka i uważa się za wierzące osoby. Ale nie żyje zgodnie z nauką zawartą w Biblii i nie odpowiada na wezwanie, które Zbawiciel kieruje do każdego człowieka: “Pójdź za Mną!” (Mk. 2, 14). Okrojona z treści Ewangelia jest wygodna: niczego od człowieka nie wymaga. Ale to nie “ciasna brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a którą znajdują tylko nieliczni” (Mt. 7, 14), o której nauczał Chrystus.
Nie słowa, a czyny
Należy zacząć od tego, że miłość Boga do człowieka istotnie jest centralnym tematem Biblii. “[Bóg] chce, aby wszyscy ludzie byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tym. 2, 4). On naprawdę jest miłością i nie jest to tylko abstrakcyjny, teologiczny dogmat, ale prawda znajdująca urzeczywistnienie w jak najbardziej realnej ofierze i krzyżowej śmierci. Być może najpiękniejszym wyrazem tej prawdy są teksty Apostoła Jana. Z tekstów tych wyraźnie widać, że autor osobiście doświadczył spotkania z Bogiem, doświadczył tej miłości, o której pisze:
Umiłowani, miłujmy się nawzajem, gdyż miłość jest z Boga, i każdy, kto miłuje, z Boga się narodził i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, gdyż Bóg jest miłością. W tym objawiła się miłość Boga do nas, iż Syna swego jednorodzonego posłał Bóg na świat, abyśmy przezeń żyli. Na tym polega miłość, że nie myśmy umiłowali Boga, lecz że On nas umiłował i posłał Syna swego jako ubłaganie za grzechy nasze (1 J. 4, 7 – 10).
Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny. Bo nie posłał Bóg Syna na świat, aby sądził świat, lecz aby świat był przez niego zbawiony (J. 3, 16 – 17).
Można spędzić całe życie, próbując zrozumieć, jak bardzo Bóg kocha człowieka i jaką cenę miała ofiara Jezusa, choć dopiero w wieczności poznamy Boga tak, jak sami jesteśmy poznani (1 Kor. 13, 12) i w pełni zrozumiemy Jego miłość. Jednak wbrew powszechnej interpretacji, nie oznacza to, że każdy będzie zbawiony. Mówiąc o miłosierdziu i cierpliwości Wszechmogącego, Pismo Święte równocześnie objawia prawdę o Sądzie Ostatecznym i wiecznej karze dla tych, którzy nie chcą mieć z Bogiem nic wspólnego. Tak jak czytamy w powyższym fragmencie listu Apostoła Jana, Jezus nie przyszedł na świat, aby go sądzić, ale po to, aby go zbawić. Ale w Słowie Bożym czytamy też, że Zbawiciel przyjdzie na świat powtórnie, tym razem jako Król królów: wtedy będzie sądził grzeszników i wymierzy im karę (2 Tes. 1, 5 – 9; Mt. 25, 31 - 46). Ta część historii zbawienia jest mniej znana niż obietnice błogosławieństwa i Bożej wierności dla tych, którzy wybiorą Jego drogi. Przychodzący powtórnie w chwale Syn Człowieczy (Ap. 1, 10 – 20) nie wpisuje się też zbytnio we współczesny obraz Jezusa: uśmiechniętego blondyna, który dla każdego ma miłe słowo, ale niczego nie wymaga. Bóg kocha człowieka, to prawda. Ale dając wolność, wyraźnie mówi, jaki będzie skutek nieposłuszeństwa. Nie powinniśmy oczekiwać, że Boża Opatrzność ochroni przed konsekwencjami błędnych decyzji tych, którzy nie słuchają Jej ostrzeżeń.
Nie oznacza to również, że każdy, kto deklaruje się jako wierzący w Jezusa, zasiądzie z Nim w wiecznej chwale. Pewną wskazówkę co do tego smutnego faktu znajdujemy w przytoczonym powyżej fragmencie drugiego listu Pawła do Tesaloniczan. Wieczna kara spotka dwie grupy osób: tych, którzy nie znają Boga, oraz tych, którzy nie są posłuszni Ewangelii. Do tej drugiej grupy zaliczają się również osoby, które znają Ewangelię: uważają się za wierzące czy chodzą do kościoła. Ale to nie znajomość Słowa Bożego tylko posłuszeństwo temu Słowu, stanowi o losie człowieka. Jezus mówi o tym w sposób niepozostawiający złudzeń: “Nie każdy, kto do mnie mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios; lecz tylko ten, kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie” (Mt. 7, 21) i “wtedy im powiem: Nigdy was nie znałem. Idźcie precz ode mnie wy, którzy czynicie bezprawie” (Mt. 7, 23). To w tym miejscu Nauczyciel posługuje się przypowieścią o dwóch domach: zbudowanym na skale i zbudowanym na piasku. Wiemy, jaki będzie koniec tych, którzy słuchają, ale nie wykonują słów Zbawiciela: “I spadł ulewny deszcz, i wezbrały rzeki, i powiały wiatry, i uderzyły na ów dom, i runął, a upadek jego był wielki” (Mt. 7, 24 – 27).
Mateusz Lesiuk
To pierwsza część tego artykułu. Zapraszamy do przeczytania kolejnych – już dostępnych na blogu!