Miłość, strata, tragedia i sens życia

Historia życia kobiety tragicznie doświadczonej śmiercią najbliższych prowadząca ją do odnalezienia sensu życia w realnej przyjaźni z Bogiem.

Kategorie

Droga do Boga

Autor

Teresa Wygrywalska

Ksiądz w kościele na religii przedstawiał nam Boga jako takiego, który czyha na moje potknięcia i rysował nam na tablicy wykres ile setek lat czyśćca będzie za kolejne przewinienia. To nie podobało mi się zupełnie i z tego powodu miałam problem z chodzeniem do kościoła.

Dodatkowo msza dla dzieci była o 10 tej rano. A o 9.30 były poranki z bajkami wyświetlane w kinie. Mój tato chętnie chodził ze mną na te bajki, albo na długie spacery, a do kościoła niekoniecznie. Za to ksiądz pytał potem każdego, czy był na niedzielnej mszy i bił krzywym kawałkiem krzesła tych, którzy się przyznawali do nieobecności. No więc ja się nie przyznawałam ze strachu.

W drugiej klasie podstawówki poszłam do pierwszej komunii. No i tu się dopiero zaczęło.

Chodzenie do kościoła mnie nudziło.

Msze były po łacinie, ja nie rozumiałam tego, co mówili. Kazania były długie i męczące i zdecydowanie wolałam na nich nie być. Ale samo chodzenie do komunii było fajne.

Miałam około dziesięć lat, kiedy jako pokutę przy spowiedzi otrzymałam odmówienie pięćdziesięciu Ojcze nasz, pięćdziesięciu Zdrowaś Mario, pięćdziesięciu Wierzę w Boga. Przebrnęłam jakoś przez to, ale kiedy szłam do spowiedzi, następnym razem postanowiłam rozwiązać to inaczej. Postanowiłam okłamać księdza, jeśli zapyta kiedy ostatni raz byłam u spowiedzi!

Ksiądz nie zapytał, więc kłamać nie musiałam, ale sobie uświadomiłam co chciałam zrobić. Poszłam potem do komunii nawet parę razy, ale wyszło mi, że teraz to ja już nie mam tu czego szukać. Chciałam oszukać Boga przy spowiedzi i jestem już potępiona na wieki. Więc do kościoła już nie mam i tak, po co chodzić.

Nie przeszkadzało mi to modlić się stale o wszystko: - żeby mnie w szkole nie zapytali, żebym sobie umiała poradzić z różnymi sprawami, o zdrowie rodziców i milion innych rzeczy. A kiedy zaczęli się pojawiać chłopcy, to już prawie stale o coś Boga prosiłam. Tylko do tego moja modlitwa się ograniczała.

Po śmierci taty zrobiło się trudno

Dopóki żył mój tata, utrzymywał nas z malowania obrazów pieniądze na życie były, a mnie niczego nie brakowało, lecz to się skończyło. Mama miała malutką rentę, ja byłam rok przed maturą. Jakiś czas pomagała nam jeszcze rodzina babci z zagranicy. Potem ja nie dostałam się na studia, nie miałam punktów za pochodzenie. Poszłam do pracy.Zarabiałam niewiele, renta mamy cała szła na opłaty za mieszkanie, często nam brakowało pieniędzy. Zostałyśmy same.

Cały czas bardzo bolała mnie nieobecność taty, brakowało jego humoru, spacerów z nim, tego, że życie było wtedy inne. Uważałam, że to Bóg karał mnie za każdy radosny dzień, czułam się przez Niego odrzucona, nielubiana, gorsza. W pewnym momencie bałam się nawet śmiać, żeby nie spotkało mnie jakieś nieszczęście.

Mama w wieku 50 lat miała wylew i po dwóch miesiącach zmarła. Zawsze myślałam, że jak ona umrze, to ja też odejdę. Po jej śmierci wzięłam do ręki ostry nóż, żeby przeciąć sobie żyły. I wtedy poczułam, że tego to ja nigdy nie zrobię. Zawsze będę wybierać życie. Czekało mnie sporo wyzwań, organizowanie pogrzebu, potem zamiana mieszkania na mniejsze, przeprowadzka, remont, samotne życie.

Zakochanie, małżeństwo, porzucenie

Zakochałam się bez wzajemności w nieodpowiednim chłopaku, a potem głupio wyszłam za mąż, za człowieka który tylko pięknie mówił. Bardzo potrzebowałam czyjegoś zainteresowania, troski, obecności, a wydawało się, że on to wszystko zapewniał. To, że był rozwodnikiem, że niewiele zarabiał, nie miało dla mnie znaczenia. Wydawało mi się, że go pokochałam i cieszyłam się, że będziemy mieli dziecko.

Jaki on był dumny, kiedy się urodził syn! Ale nie minął rok, kiedy mój mąż związał się z inną kobietą. Dla mnie zaczęło się jeżdżenie do żłobka z wózkiem przez całe miasto, codzienna samotna szarpanina.

Do kościoła wróciłam po nadawanej przez telewizję mszy, w której mówiono, że daje odpust zupełny. Doszłam do wniosku, że to dla mnie może być nadzieja na Boże przebaczenie. Na rok przed pójściem syna do pierwszej komunii poszłam do spowiedzi. Popłynęły łzy i starałam się potem chodzić regularnie do kościoła. Msze były już po polsku. Chodziłam też do spowiedzi, najpierw dwa razy w roku, potem raz, albo raz na dwa lata, ale chodziłam.

Szczęście i duma z syna

Dziecko rosło, było wspaniałe, mądre, kochające.

Nawet nie wiadomo kiedy zaczęłam żyć jego życiem, jego zainteresowaniami, sukcesami w szkole i różnych konkursach plastycznych. Uczestniczyłam w przygotowaniach do egzaminu wstępnego do liceum plastycznego, potem w różnych wyzwaniach w trakcie nauki, w obronie dyplomu, egzaminie na studia, obronie pracy magisterskiej. Znałam jego przyjaciół, jego dziewczynę, pomogłam w załatwieniu mieszkania. Cieszyłam się z jego sukcesów . I byłam z niego dumna.

Uczestniczyłam w jego życiu prawie każdego dnia, podrzucałam mu psa i jadłam obiad z nim i jego dziewczyną.

Kiedy syn popełnił samobójstwo, mój świat się skończył

Przed sobą miałam białą ścianę, za którą nie było niczego. Tabletki uspokajające i antydepresyjne otumaniały, tłumiły trochę ból, ale go nie likwidowały. Chodziłam do pracy jak automat, to już nie było moje życie. Do Boga nie miałam żalu, była to własna decyzja syna. Impuls, jak mówiła pani neurolog.

Później jego dziewczyna nawróciła się i modliła się o mnie. Zaprowadziła mnie na film „Dlaczego Jezus” a potem zaprosiła na wspólny wyjazd.

W rok od śmierci syna trafiłam na obóz w Radkowie. Był organizowany przez chrześcijańską wspólnotę. Ale mi nie wiele to wtedy mówiło. Wykłady były w piwnicy. Gdyby nie to, że było to daleko od domu i byłam skazana na czyjś transport, to pewnie bym uciekła.

Ofiara Jezusa – modlitwa, początek nowego życia

Wykład o ofierze Jezusa bardzo mnie poruszył. Była potem modlitwa o oddanie życia Jezusowi. Zrobiłam to. Powiedziałam: Panie, moje życie już nie ma dla mnie żadnej wartości. Jeżeli chcesz to je zabierz. Głupio było mi dawać coś co nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Ale nie umiałam inaczej tego zrobić.

Po powrocie do domu zaczęło się zmieniać. Zaczęłam chodzić na nabożeństwa, czytać biblię, brać udział w spotkaniach w domu. Zapisałam się na kurs Alfa. W lutym był wyjazd do Wisły. Zimowy obóz wydawał mi się dziwny. Zimą, na pięć dni co tam robić? Nie miałam pieniędzy, w pracy była masa roboty, byłam pewna, że nie jadę. W dniu wyjazdu wszystko się poukładało. Bez problemu dostałam dwa dni urlopu i znalazły się pieniądze na wyjazd. Pojechałam. Było cudnie. Bielutki śnieg, fajne rozmowy, świetni ludzie. Pod koniec obozu był wykład o Duchu Św. A potem modlitwa o wylanie Ducha Św. Modliły się o mnie dwie dziewczyny.

I wtedy w pewnym momencie znikł mój cały ból, rozpacz, gorycz. Napełniła mnie ogromna, wielka radość. I ta radość trwała jeszcze długo potem. Byłam wtedy jeszcze na lekach antydepresyjnych i uspokajających. Wieczorem tych uspokajających już nie wzięłam, nie chciałam tłumić tej wspaniałej radości.

Duch Święty

Dwa tygodnie później był weekendowy wyjazd z kursu Alfa. Pojechałam. To był cały weekend poświęcony Duchowi Świętemu, którego dopiero poznawałam. I wtedy coś się stało. Gra na gitarze, śpiew. I naraz poczułam, że moje usta otwierają się w sposób, którego nie chciałam. Próbowałam z tym walczyć, ale to nic nie dawało. W końcu moje usta zaczęły śpiewać obce słowa „dostałaś dar języków” - ktoś powiedział.

Poznałam prawdziwą Bożą moc i Jego potęgę. Poczułam, że leki nie są mi potrzebne. Czułam Jego miłość. Wieczorem lekarstwa nie wzięłam. Podobno z medycznego punktu to jest niedopuszczalne, ale ja już czułam się dobrze. Wciąż napełniała mnie ogromną radość, która dominowała nad wszystkim. Od tego czasu mięło czternaście lat. Do lekarstw już nie wróciłam.

Bóg wszystko w moim życiu pozmieniał. Już nie jestem samotna, mam przyjaciół, była dziewczyna mojego syna jest moją córką od Boga, mam dwóch wspaniałych wnuków, którzy mówią do mnie babcia, zresztą cała wspólnota jest moją rodziną... A ja ..pomimo wieku wciąż czuję, że Bóg ma dla mnie jakieś nowe wyzwania.


Jak nawiązać relację z Bogiem

Relacja z Bogiem może wydawać się trudna, skomplikowana i niedostępna. Nic bardziej mylnego! Odkryj nowy wymiar relacji z Bogiem.

Apka Każdy Dzień

Zainstaluj aplikację "Każdy Dzień" i każdego dnia startuj z Bogiem!


Podobne artykuły

Jestem, więc wątpię

Jestem, więc wątpię

28/04/2023, Mateusz Jakubowski
Apologetyka, Droga do Boga, Rozwój charakteru

Od momentu, gdy się budzimy aż do chwili, gdy ponownie kładziemy się spać, nieustannie myślimy, czujemy oraz decydujemy. Każdego dnia wciąż na nowo mamy więc szansę uświadomić sobie, że nasza wiedza bywa nieprzejrzysta, a perspektywa niepełna; że być człowiekiem to doświadczać ograniczeń w każdej możliwej formie.

W poszukiwaniu odpowiedzi

W poszukiwaniu odpowiedzi

16/03/2023, Mateusz Jakubowski
Apologetyka, Droga do Boga, Sens życia

Przed kilkoma tygodniami, gdy wraz z grupą bliskich znajomych siedzieliśmy do późnych godzin nad przygasającym już ogniskiem, przyjemnie wtuleni w wyjątkowo gwieździste niebo, padły na pozór przypadkowe słowa, które natychmiast odbiły się dźwięcznym echem w moim umyśle: „wiesz… najtrudniej jest chyba przyznać się przed samym sobą, że przez niemal czterdzieści lat życia można było tkwić w błędzie”.

Kochać zupełnie obcego człowieka – żyli długo i szczęśliwie

Kochać zupełnie obcego człowieka – żyli długo i szczęśliwie

10/02/2023, Fundacja Dobrze Nam Razem
Małżeństwo, Pokonywanie trudności, Rozwój charakteru

Dwoje zupełnie sobie obcych ludzi, z różną historią, różnymi oczekiwaniami, różnymi wzorcami, różnymi… – właśnie! Tych „różnych” jest zwykle zasadniczo więcej niż podobnych – podejmuje decyzję i zaczyna budować swoje małżeństwo. W sumie niezależnie od tego jak długo młodzi znają się przed ślubem, czeka ich wszystkich kilka niespodzianek. I nie wszystkie są miłe.

Select country

Americas

Europe

Asia + Pacyfic

Middle East + Africa