Czy udało ci się kiedyś policzyć, ile tak naprawdę osób mieszka w twoim sąsiedztwie?
Ilu z nich znasz z imienia? Muszę przyznać, że mówiąc na ulicy „dzień dobry” nawet osobie, którą widuję dość często, to ciężko jest mi skojarzyć, w którym dokładnie domu mieszka. Ignorancja? A może poszanowanie prywatności? O tak, przecież nie chcę być wścibski… Jak wiele z tych osób wie, że jestem osobą wierzącą? Powiesz, życie nie dało mi przecież dogodnej okazji, żeby podzielić się Ewangelią z kimś, z mojego najbliższego otoczenia. A zdanie „Twoje czyny mówią głośniej niż słowa” (co niemal zwalnia mnie z obowiązku rozmowy na niewygodne duchowe tematy), stało się usprawiedliwieniem mojej biernej postawy…
Co ciekawe, doskonale wiemy, który z sąsiadów pali po zmroku w piecu śmieciami, czyj pies zapaskudził znowu chodnik, kto na skrzyżowaniu nie zatrzymuje się na „stopie”, i ile piw wypija codziennie kilkoro robotników wracających po pracy do domu. Hm… no tak. Żeby w drugim człowieku odkryć coś niewłaściwego, nie trzeba się za bardzo starać. Trudniej odpowiedzieć na pytanie, co jest w nich dobrego? Bo przecież tak naprawdę ich nie poznaliśmy.
Jeśli nie zadam sobie „trudu poznania” historii drugiego człowieka, ciężko będzie mi złapać jego uwagę w tematach, na których mi zależy. Tak, to kosztuje sporo czasu i wysiłku. Ale może dlatego mamy dwoje uszu, a tylko jedne usta?
Autor: Mateusz Czyż