Niezależnie od opinii - filmy i seriale o superbohaterach przebijają kasowo wszystkie inne filmowe produkcje. Zabiorę Was dziś w podróż, by odkryć, co stoi za superbohaterskim fenomenem.
Superpopularność
Od zawsze, w większości za sprawą taty, fascynowały mnie filmy przygodowe i science fiction. Spędzaliśmy dużo czasu na oglądaniu razem Indiany Jonesa, Skarbu Narodów, Bibliotekarzy i wielu innych – jedynie nie udało mu się przekonać mnie do Gwiezdnych Wojen, choć tu wciąż żywi nadzieję, że stanę się fanką i tej filmowej serii. Jednak filmami o superbohaterach zainteresowałam się między liceum a studiami. Kilka lat później, już na studiach magisterskich poznałam totalnie zakręconych pozytywnie świrów na punkcie komiksowych uniwersów przenoszonych na duży ekran. Nie tylko moi najlepsi przyjaciele ze studiów je uwielbiają, ale także w tamtym czasie mieszkająca ze mną współlokatorka.
Widząc ich zainteresowanie i fascynacje zaczęłam się zastanawiać, co tak naprawdę odpowiada za tak wielki sukces każdego kolejnego filmu, serialu i nowego bohatera.
Czemu lubimy filmy o superbohaterach?
Po pierwsze część z nas zdecydowanie lubi spędzić wieczór na dobrej rozrywce i akcji, czymś co będzie ciekawe, ale jednak nieangażujące nas całkowicie – tylko prawdziwi fani spędzają kilka następnych tygodni po premierze nad spekulacjami i przeżywaniem każdej kolejnej sceny na nowo. Większość osób, która po prostu lubi takie filmy zapomina o nich na drugi dzień po wyjściu z kina. Nie są to filmy typu „Skazani na Showshank” czy „Zielona mila” byśmy myśleli o poruszanych tam tematach kilka dni. Nie po to filmy o superbohaterach są tworzone – mają zapewnić dobrą rozrywkę i zafascynować nas na kilka (teraz już każdy z nich trwa co najmniej 3h) godzin, no i wywrzeć wrażenie efektami specjalnymi i akcją.
Po drugie myślę, że mamy ogromną potrzebę, by istniał ktoś na miarę Kapitana Ameryki – przyleciał, strzelił motywacyjną gadkę, jak to warto walczyć razem o lepszy świat, nie pozostawiać nikogo w tyle i dbać o każdego, whatever it takes – za wszelką cenę. Poza tym są w tej całej swojej wyjątkowości całkiem normalni – mają problemy w życiu prywatnym, czasem odpowiedzialność ich przygniata, początkowo sobie nie radzą, a potem, jak to w filmach, dobro zawsze wygrywa. I my potrzebujemy desperacko wzorców, kogoś kto dostrzegłby, co należy zmienić i zrobił to zjednując ze sobą narody, napotykając na przeszkody, ale w końcu i tak naprawiając zepsuty świat. Problem jest jeden – to wszystko jest tylko fikcją, a co gorsze na zawsze nią pozostanie.
Superbohater, którego znasz
Łaknąc dobrych wzorców, naprawy świata, superbohatera walczącym ze złem, podejmującego zawsze właściwie decyzje, nie zważając na cenę, bo przecież trzeba ocalić najwięcej osób, których się tylko da, zapominamy, że już od dawna kogoś takiego znamy. Nie nosił błyszczącej nowoczesnej zbroi, nie wymachiwał laserami i nie latał statkiem kosmicznym. Był raczej skromnym człowiekiem, a jego supermocą była ostra, konfrontująca mowa, pewność tego kim jest i cel, który może i dzieli z innymi superbohaterami – uratowanie ludzkości – tyle, że On zrobił to naprawdę. Nie potrzebował całej tej oprawy, jego historii nie kręcilibyśmy na green screenach, dodając mrożące w żyłach ujęcia akcji. Zrobił coś wokół czego kręci się cała fabuła – oddał swoje życie, w nie tak bohaterski sposób, mniej godny, ale oddał je za nas wszystkich.
Jakiego tak naprawdę superbohatera potrzebuje ten świat?
Szukamy superbohaterów w świecie, w którym nigdy nie mogliby istnieć – zapominamy, że dzięki ofierze złożonej przez Jezusa, nie trzeba daleko szukać. On jest bliski tym wszystkim, którzy wierzą w Niego. A dzięki temu, że stał się jednym z nas, że zostaliśmy usynowieni przez Niego w Bogu – każdy z nas nosi sobie cząstkę tego superbohaterstwa. Nieważne jak banalnie to brzmi – wyobraź sobie, gdzie mógłbyś/mogłabyś przynieść Jezusa i stać się czyimś bohaterem w słowie, w czynach, pomocy, okazaniu komuś dobrego serca czy zwyczajnie byciu dobrym przyjacielem. Ten świat naprawdę desperacko potrzebuje kogoś, kto go uratuje – to się już stało, a my możemy przypominać o tym przez pomoc, która może nadejść od nas. Zobacz, gdzie możesz pójść dziś i spróbować być dla kogoś przyjacielem, dobrym człowiekiem, zamiast totalnym egoistą. Wiecie co jest w tym wszystkim lepsze? Wolność – mamy wiele przykładów bohaterów biblijnych, od których możemy czerpać. Chociaż każdy z nich czegoś się bał, musiał podnosić się po porażkach, złamaniach i zwątpieniach, to wszyscy wiedzieli dla kogo wykonują powierzoną pracę. Gdy brakowało sił czerpali ją wprost z ramion najlepszego superbohatera – Pana Boga. I tak, jak na jednym z moich ulubionych memów, gdzie Jezus opowiada największym superbohaterom, jak prawdziwie zbawił ludzkość, tak my możemy Go reprezentować w tym świecie!
Autor: Kornelia Arndt