XXI wieczna zaraza
Jedną z największych zaraz XXI wieku (a pewnie i poprzednich) jest bezustanne porównywanie się do innych. Porównujemy się do ich wyglądu, tego, co posiadają, a czego nie, kim są, co osiągnęli, jak wygląda ich życie i tym podobne.
Kultura, w której żyjemy nie pomaga nam w poszukiwaniu własnej wartości. Bardziej liczy się czy mamy płaski brzuch i tysiące „lajków” pod postem niż bycie dobrymi ludźmi. Nie liczą się nasze osiągnięcia, dobre uczynki, okazane serce osobie, która tego potrzebuje tylko to, co pokazujemy na naszych instagramowych i facebookowych profilach. Wyraża się w tych słowach pewna niezgoda – niezgoda, że tak wygląda otaczająca nas rzeczywistość. Podobno, według badań, już pięciolatki ograniczają ilość niezdrowego jedzenia w związku ze swoim wyglądem. Nie mam pięciolatki w domu, ale ja w tym wieku prawdopodobnie jadłam piasek i ganiałam za piłką na pobliskim placu zabaw, obżerając się lodami (oczywiście po obiedzie). Chyba każdy słyszał już jak negatywnie wpływać może na nas współczesna kultura i media społecznościowe, jeśli są źle używane. Dlaczego więc wciąż mamy z tym problem?
ALERT - zazdrość
Nie jestem terapeutą ani psychologiem, ale z samym obserwacji łatwo wywnioskować można, że jesteśmy z natury ludźmi zazdrosnymi. Przecież „trawa jest zawsze bardziej zielona u sąsiada”, prawda? To powiedzenie nie wzięło się z niczego. Z całej tej zazdrości i bardzo źle wykorzystywanych narzędzi, które miały nam początkowo pomagać, takich jak media społecznościowe, zrobił się niezły problem. Gdy nagle społeczeństwo i ludzie za te zjawiska odpowiedzialni zorientowali się, że coś jest nie tak, było już za późno. Stąd kampanie typu „body positive” i inne tego typu są bardzo dobre i właściwe, lecz można zapytać - czy wystarczające, by zmienić coś, co od tak dawna jest zepsute?
Gdzie leży Twoja wartość?
Najlepiej naszą naturę zna jej Stwórca, Który już w Przykazaniach danych Mojżeszowi wskazuje, jak złe może być zazdroszczenie drugiemu człowiekowi rzeczy i relacji, które posiada – prowadzi to do zdrad, kłamstwa, złamanych obietnic i pogarsza stan naszej duszy, burząc wewnętrzny pokój. Pewnie znane nam są słowa, że porównując się do innych, nie kochając siebie takiego, jakimi jesteśmy, ranimy siebie, ale też Tego, Który nas stworzył.
Porównywanie się może więc wynikać po pierwsze – z niezadowolenia swoim wyglądem, po drugie – z nieciekawej (może czasem po prostu nudnawej) sytuacji w jakiej się znaleźliśmy, z której myślimy, że nie mamy wyjścia ani nawet szansy w przyszłości, by ją zmienić.
Trudno nam uwierzyć, nawet jeśli jesteśmy osobami wierzącymi, że zostaliśmy stworzeni na obraz Boga – jesteśmy przez Niego dokładnie ukształtowani i kochani. Jasne, że potem się pomieszało i żyjemy w nieporządku własnych złych decyzji i zepsucia, które wylało się na ten świat, lecz skoro zostaliśmy stworzeni na Boży obraz, o czym wielokrotnie przekonuje nas Jego Słowo, to jesteśmy akceptowani i kochani takimi, jakimi jesteśmy (tak też mamy się odnosić nie tylko dla siebie, ale też dla innych). Znajdując się blisko Pana Boga, wiemy, że przez miłość do Niego będziemy coraz bardziej odzwierciedlać (doskonały!) charakter Chrystusa.
Miłość do siebie – zmienia podejście
Zresztą spójrzmy na przykazanie, które daje nam Jezus – „miłuj bliźniego jak siebie samego” – przecież tu wskazuje się na to, co potwierdzają psycholodzy – bez miłości do siebie, nie jesteśmy w stanie wykrzesać z siebie miłości do innych ludzi. Bez przekonania, że jesteśmy wartościowi, akceptowani i kochani przez siebie samych (i Boga przede wszystkim!), nie będziemy umieć okazywać zdrowej miłości innym, lecz bezustannie zazdroszcząc, porównując się i pozwalając, by nasze myśli owładnęły tylko te wskazujące, jak beznadziejne jest nasze życie, pozwalamy, by faktycznie takie się stało. Wtedy, zamiast zareagować miłością na człowieka, któremu zazdrościmy, stajemy się opryskliwi i trudno nam okazać dobre serce, nie mówiąc już o zauważeniu cudzych problemów i okazaniu pomocy, zamiast złośliwego uśmiechu pod tytułem: „ha, jemu też się coś nie udało”.
Prostym przykładem może być filmik, który znalazłam na aplikacji, która zyskała popularność podczas kwarantanny. Na TikToku istnieje wiele chrześcijan pokazujących w śmieszny i/lub bardziej poważny sposób, jak wygląda życie z Panem Bogiem – można odnieść wrażenie, że w sumie jest ono łatwe, przyjemne, czasem zaplątane, ale jest czego zazdrości. Po raz kolejny błąd. Ostatnio, bezmyślnie przeglądając swoją stronę główną, trafiłam na filmik jednego „tiktokera”, który mówił o swoich problemach – depresji, atakach paniki, trudnym okresie, zwątpieniu. Przez to, czego doświadczył w ostatnich miesiącach, chciał pokazać, że chociaż wiele osób może sądzić, że jego życie jest super, bezproblemowe i całkowicie oddane Panu Bogu, jakby Chwała oświetlała wprost z Nieba jego twarz każdego dnia, to jest to jedynie wycinek tego, co pokazuje na swoim profilu, a jego własne problemy sięgają dużo, dużo dalej niż nawet zasięg tej aplikacji.
Jak sobie z tym poradzić?
Najprościej daj sobie wolność – w tym, że czasem rzeczy nie układają się po naszej myśli. Często otwiera to drogę do czegoś nowego, pozwala spojrzeć z szerszej perspektywy. Pamiętajmy też, że to, co widzimy u innych, wcale nie jest takie różowe, ale często okupione wielkimi problemami i cierpieniem, które ukryte są za zamkniętymi drzwiami, gdzie nie sięgają aparaty telefonów komórkowych. A przede wszystkim – zaakceptujmy i pokochajmy samych siebie, bo tylko w ten sposób znajdziemy swoją wartość, której nie podburzą negatywne komentarze zazdrosnych i małostkowych ludzi.
To, że jesteśmy, tym kim jesteśmy - nawet jeśli jest bardzo trudno - to łaska, która jeśli tylko zdecydujemy się żyć z Panem Bogiem, pozwoli nam dojść miejsca, w którym On chce nas widzieć i tam nam błogosławić.
Autor: Kornelia Arndt