Ostatnio złapałem apostoła Pawła na messengerze. Miałem szczęście, widocznie znalazł darmowe wi-fi gdzieś na rynku w Efezie. Korzystając z okazji postanowiłem skrytykować jeden z jego ostatnich wpisów, które opublikował na swoim blogu. Zarzuciłem mu, że uzależnił cały sens chrześcijaństwa od idei zmartwychwstania Jezusa. „Jeżeli zmartwychwstania nie było, daremna jest wiara nasza”. Cóż za lekkomyślny wpis!
———
[Thymos, 1:01PM]
Pawle, dlaczego akurat zmartwychwstanie? Nie dało się czegoś ciut strawniejszego…
[Thymos, 1:02PM]
Żaden trzeźwo i strategicznie myślący człowiek by tego nie wymyślił. Przecież nikt w to nie uwierzy!
Po chwili odpisał.
[Paweł13, 1:07PM]
Naprawdę myślisz, że o tym nie pomyślałem…?
———
[Paweł13, 1:15PM]
Jednak w tym jednym masz całkowitą rację: żaden człowiek by tego nie wymyślił.
Ta krótka wymiana wiadomości nauczyła mnie nie tylko tego, że komentowanie na gorąco nie zawsze jest doskonałym pomysłem. Zacząłem myśleć (szkoda, że nie 15 minut wcześniej) o Pawle i innych znajomych, którzy poszli za Chrystusem.
Zorientowałem się, że można ich podzielić z grubsza na dwie kategorie. Pierwsza, to ludzie złamani - uważani za przegranych, prześladowani przez otoczenie, mocno poturbowani przez życie, posiadający niewiele lub nic, co w oczach tego świata można by uznać za wartościowe.
Chrystus był dla nich ratunkiem, przywrócił im wartość.
Paweł nie należał do tej grupy.
Należał przecież do elity. Miał wszystko. Co sprawiło, że zrezygnował z takieeego życia i zdecydował się zostać tym „przegranym, prześladowanym, poturbowanym i ubogim”?
Wiara w zmartwychwstanie Jezusa?
E, raczej nieee… to musiało być coś absolutnie pewnego dla Pawła.
Autor: Tymoteusz Cieślar