Pamiętam, że jako czternastoletni chłopak, tuż po konfirmacji [uroczystość w kościele Ewangelicko-Augsburskim - red.] miałem wspaniały wiersz biblijny, który mówił o tym, że Pan Bóg mnie kocha... miłuje i nigdy mnie nie opuści. Z tym wierszem, który nosiłem stale w portfelu, chodziłem na każdy egzamin na studiach i jakoś pomyślnie zdawałem te egzaminy. Pamiętam, że któregoś dnia ten wiersz zgubiłem (wyleciał mi z portfela) i po pewnym czasie stwierdziłem, że ta jedyna nić, jaka łączyła mnie ze Słowem Bożym została przerwana. Życie toczyło się dalej, ożeniłem się, zrobiłem doktorat, urodziło mi się dwoje pięknych dzieci, zdobyłem mieszkanie, kupiłem samochód…Właściwie, z zewnątrz byłem szczęśliwym człowiekiem. Tak powinno być, ale wewnątrz czułem się nieszczęśliwy. Przeżywałem często uczucia „braku szczęścia”.
W tamtym czasie pasjonowałem się
Danny Ken’em, Atlantydą, paratroniką i parapsychologią. Interesowały mnie opowieści o kosmitach, interesowała mnie również joga. Miałem również książki chrześcijańskie, do których jakoś nigdy nie miałem motywacji sięgnąć. Ale wszystkie te książki starał się podsuwać mi mój ojciec. Pewnego razu spotkałem u ojca mojego stryja (wspaniałego człowieka, dzisiaj tak mogę powiedzieć). Zadawałem wówczas ojcu trudne, chrześcijańskie pytania, na które ojciec odpowiadał bardzo okrężnie i w moim odczuciu nieprzekonywająco, natomiast stryj odpowiadał wspaniale przekonywająco, odpowiadał tak, że mnie się wydawało, że odpowiadałbym tak samo. Wzbudził we mnie wtedy niesamowite uczucie zaufania.
W tym czasie mojego uczucia niepokoju,
niedosytu i braku szczęścia trafiłem na książkę ojca pod tytułem : „Wierzę… O co chodzi w Chrześcijaństwie ?” i zacząłem ją czytać. Po paru godzinach czytania coś zaczęło we mnie płonąć, ale nie miałem czasu, żeby tę książkę dokończyć. Po pół roku postanowiłem do niej wrócić. Postanowiłem, że w precyzyjny, inżynierski sposób podejdę do niej: zacząłem pisać algorytm, w którym było mnóstwo pytań. Pierwsze z nich brzmiało: Czy czujesz niedosyt i niepokój? Tak. Drugie pytanie: Czy wierzysz w Pana Boga? Tak. Czy chciałbyś być szczęśliwy? Tak.
Czy z całego serca zaufałeś Panu Jezusowi? Nie wiedziałem, jak na to pytanie odpowiedzieć. Kolejne pytanie: Czy wierzysz w życie wieczne? Oczywiście był szereg innych pytań, na które odpowiadałem w ogromnym algorytmie, który po 2 tygodniach pracy ukończyłem. Tę dwutygodniową pracę wziąłem ze sobą do ojca, żeby mu to pokazać. Ojciec, rozpromieniony radością powiedział do mnie: Coś wspaniałego, teraz już wiesz o co chodzi w chrześcijaństwie. Odpowiedziałem, że chyba już wiem, ale pojechałem (jeszcze nie uszczęśliwiony tą odpowiedzią) do mojego stryja, który był już na łożu śmierci i pokazałem mu mój algorytm. Wuj odpowiedział: tak Andrzej, teraz już wiesz, o co chodzi w chrześcijaństwie, ale jaka jest Twoja decyzja? Co teraz z tym zrobisz, czy pójdziesz tą nową drogą, czy pójdziesz dalej starą? W tym momencie stanąłem przed ciężkim problemem: co ja mam z tym zrobić? Wuj skontaktował mnie ze wspaniałą rodziną, którą poznałem w Gliwicach (była to rodzina profesorów), którzy patrząc na mój algorytm pytali o to samo: Czy chce Pan pójść nową drogą życia, którą Pan tu poznał? Opowiedziałem, że nie wiem. Zaproponowali mi modlitwę, abym przyjął tą nową drogę dla mojego życia. Wtedy po raz pierwszy w życiu modliłem się własnymi słowami.
To był początek zmian w moim życiu.
Oczywiście nie nastąpiła gwałtowna zmiana, ale po kilku miesiącach zauważyłem, ze zmieniło się moje otoczenie, przyjaciele stali się inni. Zacząłem szukać znajomych, którzy kochają Słowo Boże, również w pracy zacząłem szukać nowych kontaktów. Po pewnym czasie podjąłem decyzję o zmianie pracy. Mogłem zmienić pracę na 2 stanowiska: Na Politechnice Śląskiej albo w Zakładzie Doskonalenia Zawodowego i z punktu widzenia zarobków oraz stanowiska, to Zakład dawał mi o wiele większe możliwości, niż Politechnika. Jednak wybrałem, z pomocą Bożą, Politechnikę. Taką też miałem podpowiedź od przyjaciół. Dzisiaj mogę powiedzieć, że po 5 latach Zakład ten się rozpadł, a Politechnika stoi nadal. Na tej Politechnice zrobiłem karierę, jestem jej profesorem. Jest to wspaniały dowód na to, jak Bóg działa w moim życiu.
Innym spaniałym dowodem na działanie Boga
jest modlitwa o mojego ojca. Ojciec, będąc na emeryturze bardzo poważnie zachorował. Właściwie wydawało się, że nie ma szansy na jego uzdrowienie. Modliłem, się o to, by Bóg podarował ojcu jeszcze kilka wspaniałych lat życia. Po trzynastu latach od śmierci mojego ojca rozumiem, że Bóg w cudowny sposób wysłuchał mojej modlitwy, bo dał ojcu piętnaście lat wspaniałego życia: wyzdrowiał i prowadził twórcze, spełnione życie.
Mógłbym jeszcze opowiadać o innych wspaniałych historiach,
ale na tym chyba zakończę. Powiem tylko, że Słowo Boże jest zbiorem wspaniałych obietnic. Pan Jezus, jako mój Zbawiciel, Nauczyciel i Pan jest wspaniałą Osobą w moim życiu i Jemu zawdzięczam wiele wspaniałych rzeczy. On sam o sobie mówi: „Ja jestem krzewem winnym, wy jesteście latoroślami. Kto trwa we mnie, a Ja w nim, ten wydaje wiele owocu; bo beze mnie nic uczynić nie możecie. ”
Jeżeli chciałbyś dowiedzieć się więcej zapraszamy Cię na kurs "Dlaczego Jezus?"
Kliknij w poniższy link i zapisz się.