Od jakiegoś czasu fascynuje mnie światło. W dni, kiedy jest pochmurno i ponuro, wszystko wydaje się być depresyjne, smutne i przygnębiające. Natomiast kiedy chociaż na chwilę zaświeci słońce... te same brudne budynki, ulice i „zagonieni” ludzie wyglądają zupełnie inaczej. To słońce sprawia, że chce nam się żyć, wszystko nabiera barw i światła. W słońcu najlepiej widać to, co jeszcze jest brudne i wymaga oczyszczenia. I tylko w słońcu możemy dostrzec tą wąską drogę, którą warto byłoby może kiedyś pójść.
Pan Bóg był dla mnie zawsze bardzo ważny
i zawsze chciałam, żeby był na pierwszym miejscu, jednak miałam poczucie, że tak nie jest. Pamiętam, że kiedyś, kiedy zapytano mnie o to dokładnie, powiedziałam, że chcę, żeby był na pierwszym miejscu, ale wiem, że nie jest. Szukałam Boga. Szukałam Go w pełnych kościołach, w pustych kościołach i starałam się być blisko Niego. Natomiast w wieku 17 lat pojawił się w moim życiu pierwszy związek, który tak naprawdę był testem mojej wiary i który sprawił, że musiałam zacząć dokonywać pierwszych wyborów moralnych, tym razem już samodzielnie.
I tak zaczęłam powoli wkraczać w kompromis z grzechem
i nie miałam tak naprawdę broni przeciwko temu grzechowi, ponieważ Bóg w moim życiu nie był realny. Kiedy ta relacja dobiegła końca, było to coś, co z jednej strony wydawało się dobre, ale z drugiej strony straciłam pewną naturalną ochronę, którą mi ona zapewniała a i tak musiałam zacząć żyć takim „prawdziwym życiem”, jak to mówią ludzie. Szukałam szczęścia, miałam wręcz fizyczny ból i pragnienie czegoś więcej w życiu. Zawsze czułam pustkę i chęć czegoś więcej. I tak zaczęłam szukać tego „czegoś więcej” i tego szczęścia i spełnienia: w ludziach, relacjach, używkach, alkoholach, pasjach i zainteresowaniach. Natomiast to wszystko trwało tylko chwilę i nic tak naprawdę nie dawało mi pełnego zaspokojenia.
Po jakimś czasie zaczęłam zauważać,
że moje wybory stają się równią pochyłą w dół i z miesiąca na miesiąc, z chwili w chwilę, zaczęłam podejmować decyzje, które mnie niszczyły. Bardzo duży wpływ miało na mnie to, co mówili o mnie inni, a jako, że w moim życiu zaczęły też dziać się złe rzeczy, usłyszałam też dużo złych myśli, w które zaczęłam wierzyć.
W 2002 roku pojechałam na wymianę studencką do Danii.
To był okres, gdzie tutaj na miejscu poznałam grupę ludzi, którzy czytali Biblię i rozmawiali o Bogu. Wydawało mi się, że oni są dokładnie tacy jak i ja i że rozumiem, o co im chodzi, natomiast szybko zorientowałam się, że moje życie odbiega od tego, o czym mówią. I postanowiłam, że najpierw posprzątam swoje życie z grzechów, w których tkwiłam, z licznych relacji, nałogów i całego brudu, który już wtedy widziałam, a później, kiedy moje życie będzie już czyste, to zaproszę do niego Boga i zacznę z Nim prawdziwą relację. Natomiast wtedy nie wiedziałam, że bez Boga wysprzątanie swojego życia jest niemożliwe.
Bardzo szybko weszłam w kolejną relację,
która niecały rok później zakończyła się planami małżeńskimi. Planowałam wejść w związek na 2 lata, z możliwością przedłużenia na dłużej, na czas nieokreślony. Przyszło mi to łatwo, ponieważ nie wierzyłam wtedy ani w miłość, ani w małżeństwo, ani w wierność – w nic, co wcześniej dawało mi sens życia i nadzieję. Coraz bardziej byłam uwikłana w grzech i w nałogi i tak naprawdę, jedyne rozwiązanie widziałam w śmierci.
Po jakimś czasie zostałam poproszona,
żeby być tłumaczem na jednej z konferencji chrześcijańskich i właśnie wtedy, kiedy wydawało mi się, że moje życie osiągnęło już całkowite dno, na które mogłam spaść, żeby jeszcze jakimś cudem przeżyć, wtedy Pan Bóg dotknął mojego serca. Na tej konferencji zobaczyłam ludzi, którzy kochali Go, byli czyści, prawdziwi. Wydawało mi się, że tacy ludzie już nie istnieją, a tam jakby klapki spadły mi z oczu i zobaczyłam rzeczywistość, której zawsze pragnęłam, a o której myślałam, że już nie istnieje. Pamiętam, że w wielkiej rozpaczy wróciłam do pokoju i myślałam, że powyrywam sobie włosy z głowy, bo ktoś mnie oszukał. Ktoś mnie okłamał, że taki świat, tacy ludzie i taka rzeczywistość nie istnieją. Pewnej nocy na pograniczu jawy i snu, kiedy już zasypiałam miałam poczucie, że spadam w taką wielką przepaść i wyciąga się do mnie wielka, świetlista dłoń. Miałam przekonanie, że jeśli nie chwycę się tej dłoni właśnie teraz to już umrę na wieki i nigdy nie wstanę. Wtedy postanowiłam, że tej dłoni się chwycę. W drodze powrotnej z konferencji, mój przyjaciel, widząc moje emocjonalne poruszenie przez całą drogę opowiadał mi o Jezusie, który oddał za mnie życie, żebym ja mogła zacząć żyć na nowo. I ja tego nowego życia bardzo pragnęłam. Był to moment bardzo emocjonalnej przemiany, który trwał tydzień.
Wkrótce potem na Boga otworzyła się moja mama,
a parę lat temu mój ojciec. Z wielu nałogów Bóg wyrwał mnie natychmiast, z wieloma pozwolił mi zmagać się samej i te zmagania były po to, aby mnie wzmocnić i abym mogła wiedzieć, na czym stoję i żebym mogła poznać Jego moc w codziennych zmaganiach z grzechem.
Pan Bóg przywrócił mi pasję i dał mi chęć do życia.
Tak jak to światło, o którym wspomniałam na początku, rozjaśnił mój świat i sprawił, że zaczęło mi się chcieć żyć. I chociaż zdarzają się momenty, kiedy depresja, czy załamanie nerwowe stają się rzeczywistością, kiedy jest naprawdę trudno, Pan Bóg nie zmienia okoliczności, ale przechodzi z nami przez nie ręka w rękę. On nas wzmacnia, przemienia i dodaje sił na każdy dzień, każdy krok.
Jeżeli chciałbyś dowiedzieć się więcej zapraszamy Cię na kurs "Boży prezent"
Kliknij w poniższy link i zapisz się.