Chciałabym wreszcie tulić swoje ukochane maleństwo

Mam na imię Jagoda. Od 6 lat jestem szczęśliwą żoną. Jestem też osobą wierzącą. 10 lat temu zdecydowałam się, że będę podążać za Jezusem i chcę, żeby w moim życiu działa się Jego wola, która jest zapisana na kartach Biblii. W zamian za najwspanialszy na świecie dar, jakim jest zbawienie i życie wieczne, zdecydowałam się, że zostanę położną. Pracuję w szpitalu na bloku porodowym, gdzie pomagam rodzicom w jednym z najważniejszych wydarzeń w ich życiu, jakim są narodziny ich dzieciątka. Moja praca jest wielką radością, ale jednocześnie wiele razy sprawia mi ból. Jest tak dlatego, że widzę ból rodzących, które cierpią i bardzo im w tym współczuję. Widzę ból mężczyzn, którzy przeżywają, że ich ukochana cierpi, ale też odczuwam mój osobisty ból związany z tym, że kiedy widzę szczęśliwych rodziców tulących w ramionach swoje dzieciątko, czuję się samotna. Często myślę sobie, że bardzo chciałabym przeżyć to samo. Chciałabym wreszcie tulić w ramionach swoje ukochane maleństwo.


Podczas każdej ciąży towarzyszyły mi nieco inne odczucia


Za pierwszym razem bardzo się cieszyłam, że będziemy mieć dziecko, bo bardzo tego pragnęliśmy. Mówiłam do dzieciątka, zastanawiałam się, jak się rozwija. Jednocześnie byłam pełna niepewności, bo wiedziałam, że różne rzeczy mogą się stać. I właściwie przed pierwszą wizytą u ginekologa był w mojej głowie czarny scenariusz. Po wizycie okazało się, że niestety ciąża nie rozwija się prawidłowo i najprawdopodobniej wkrótce poronię. Tak też się stało. Było to dla mnie bardzo trudne przeżycie emocjonalnie, psychicznie i fizycznie. Obwiniałam Pana Boga za to, co się stało. Myślałam, że po prostu ukarał mnie za to, że miałam wątpliwości czy się uda, że się bałam. Było to bardzo trudne przeżycie, bałam się wracać do pracy. Bałam się usłyszeć bicie serca dziecka, zobaczyć szczęśliwe mamy tulące swoje dzieci. Zajęło mi dużo czasu (parę tygodni), żeby wrócić do pracy i nabrać tej odwagi.


Kolejną ciążę, można powiedzieć, że odrzucałam.


Z jednej strony się cieszyłam, ale bardzo bałam się pozwolić sobie na radość, więc właściwie ją odrzucałam. Starałam się w ogóle nie myśleć o tym, że jestem w ciąży, bo bałam się rozczarowania. Nie chciałam nawet doznawać tej radości w pełni, bo bałam się niepowodzenia, ale jednocześnie bardzo mocno modliłam się o to, żeby jednak się udało. Niestety poroniłam po raz drugi. Było to tym razem w domu. Był przy mnie mój mąż, który bardzo mnie wspierał. I mimo, że było to trudne doświadczenie, bardzo zbudowało nas oboje, bo przeszliśmy je razem. Po tym wydarzeniu bardzo izolowałam się od kobiet w ciąży i od matek z dziećmi. Nie mogłam za bardzo znieść ich widoku. Nie dlatego, że nie cieszyłam się razem z nimi, ale po prostu dlatego, że było dla mnie zbyt trudne emocjonalnie.


Wkrótce okazało się, że jestem w trzeciej ciąży.


Przeżywałam ją zupełnie inaczej - cieszyłam się z tego faktu. Staraliśmy się powierzać w modlitwie Bogu naszą przyszłość. Wiedzieliśmy, że Pan Bóg da nam pokój, bo jego pokój przewyższa wszelki rozum, jak jest napisane w liście do Filipian. Mimo, że ta ciąża trwała bardzo krótko, to jednak dzięki poprzednim doświadczeniom, mogłam po prostu się nią cieszyć.


Wkrótce niestety znowu poroniłam.


Myślę, że największą pomocą było dla mnie codzienne czytanie Biblii i modlitwa, bo wiem, że Pan Bóg daje pokój i On dawał mi go każdego dnia. Za każdym razem, kiedy czytałam Jego Słowo, otwierały mi się oczy, potrafiłam popatrzeć z innej perspektywy na te wszystkie zdarzenia. Smutek się zmniejszał, pojawiała się radość. Wsparcie mojego męża było nieocenione w tym wszystkim. Zawsze był przy mnie i jest nadal, bo nadal przechodzimy przez problem. Myślę, że wiele nauczyłam się dzięki tym doświadczeniom. Między innymi tego, żeby lepiej rozumieć kobiety. W mojej pracy towarzyszę nie tylko przy szczęśliwych narodzinach, ale też pomagam kobietom, które przechodzą przez ogromną stratę, jaką jest poronienie, albo poród martwego dziecka. Myślę, że dzięki temu, że sama doświadczyłam podobnej rzeczy, umiem trochę lepiej dostrzegać potrzeby tych kobiet i bardziej skutecznie na nie odpowiadać. Nauczyłam się też z mężem cieszyć się z tego, co mamy, a nie skupiać się ciągle na tym, czego nie możemy mieć. Doceniać każdy dzień, każdą chwilę. Myślę, że to pomogło mi jeszcze lepiej zrozumieć fakt, że Bóg jest dobry. Pomimo tego, co nas w życiu spotyka i pomimo tego co o Nim myślimy, On po prostu jest dobry. W 1 Liście do Tesaloniczan jest napisane, że mamy zawsze się radować, nieustannie się modlić i za wszystko dziękować. I cały czas tego się uczymy. Myślę też, że nauczyłam się bardziej cieszyć ze szczęścia innych. Dzięki Bogu nie muszę już unikać mam z dziećmi. Miałam taki moment, kiedy czułam się gorsza, że nie mogę mieć dzieci, ale zrozumiałam, że to nie jest moja wina. I chciałabym też, żeby kobiety, które są w podobnej sytuacji były tego świadome. To nie jest ich wina i nie są przez to mniej wartościowe. W oczach Boga są cenne, nawet jeżeli czują się samotne, jeżeli czują, że nikt ich nie rozumie, to Pan Bóg jest wspaniałym pocieszycielem i naprawdę potrafi pocieszyć serca.


Dziś mogę powiedzieć, że jestem Bogu wdzięczna za te doświadczenia.


Pomimo, że moje wielkie pragnienie, żeby być matką nadal się nie spełniło, to czuję się spełnioną kobietą i żoną. I to nie dzięki jakimś zabiegom czy technikom pozytywnego myślenia, albo zapomnienia o tym, co przeszliśmy, bo tego zapomnieć się nie da. Zawdzięczam to żywemu Bogu, który może zmienić i ukoić każde serce. Myślę, że dzięki Bogu nie musimy wychodzić z tych doświadczeń zgorzkniali, ale zbudowani, dzięki czemu możemy więcej ofiarować z siebie innym.Jest wiele kobiet w podobnej sytuacji, chciałabym im powiedzieć, żeby nie bały się mówić o swoim problemie. Często to, co nam sprawia ból, może wynikać z tego, że inne osoby, które nam sprawiają przykrość, przez jakieś słowa czy gesty, one po prostu nie wiedzą co nas spotyka i warto o tym rozmawiać. Nawet często nie wiemy, że osoby wokół nas przeszły przez podobne doświadczenia, ale kiedy się otworzymy, zaczniemy o tym mówić, może się okazać, że jest ich naprawdę sporo. Kolejnym sposobem może być czytanie książek czy różnych historii kobiet które przeszły przez podobne doświadczenia oraz szukanie grup wsparcia. Można też oczywiście udać się do psychologa, jeżeli ktoś czuje taką potrzebę.


Myślę, że jest też ważne to, żeby po prostu żyć. 


Żeby te doświadczenia nie odebrały nam całej radości z życia i energii, którą można wykorzystać naprawdę do wielu pięknych rzeczy. Ważne jest, żeby zaangażować się w jakieś działanie, które przyniesie nam satysfakcję i pomoże wartościowo wypełnić czas. Chciałbym też powiedzieć kobietom, żeby nie czekały, bo czasami łatwo jest nam oszukiwać się i mówić, że problemu nie ma. Czasami to jest łatwiejsze - odsuwać w myślach decyzję, że warto byłoby coś z tym zrobić. A jednak czas szybko ucieka i my też z mężem już nie jesteśmy tacy młodzi, dlatego zdecydowaliśmy się, że czas coś zrobić z problemem niepłodności. Naprawdę zachęcam was, kobiety, żebyście zaczęły działać.


Osobista rozmowa

Po prostu porozmawiajmy. Czekają tu na ciebie osoby, które chętnie wysłuchają twojej historii. A może masz pytania dotyczące sensu życia, Boga lub potrzebujesz modlitwy? Jesteśmy tu dla ciebie.

Select country

Americas

Europe

Asia + Pacyfic

Middle East + Africa