Wychowałem się w typowej, tradycyjnej pod względem religijnym rodzinie. Nie mówiło się codziennie o Bogu, ale jednocześnie nikt Go nie negował... I to było super, ponieważ nie zostałem wychowany w atmosferze ateistycznej, ale żyłem w dwóch światach: jeden świat, to byli koledzy, zabawa, szkoła, później praca, a drugi świat to było wykonywanie czynności religijnych, chodzenie w niedzielę do kościoła na mszę i tak dalej. Te światy raczej się nie przenikały, aczkolwiek, kiedy były problemy, to działało stare przysłowie: „jak trwoga to do Boga”.

I tak wzrastałem,

aż przyszedł szczególny moment w moim życiu, który mnie w jakiś sposób zaskoczył, dlatego, że wszystkow moim życiu w miarę dobrze się układało, byłem w miarę zdrowy (o jednej rzeczy powiem później), miałem dobre pieniądze, miesiąc przed ślubem, ogólnie było super. Przygotowywałem wtedy pokój, w którym mieliśmy zamieszkać z moją żoną po ślubie, więc wziąłem meble, farbę, piwo, wszystko, co było dla „malarza” potrzebne. I zacząłem remontować ten pokój.

I nagle zacząłem myśleć o Bogu,

ale nie było to żadne natręctwo, było to nawet przyjemne. I tak cały dzień: robiłem swoje ale myślałem tylko o Bogu!

Kładłem się spać: śnił mi się Bóg, remotn następnego dnia: myśli tylko o Bogu. Po kilku dniach wiedziałem już, że Bóg istnieje. To było niesamowite, bo wcześniej nie negowałem istnienia Boga, ale wszystko to odbywało się na poziome intelektualnym, a teraz gdzieś głęboko w moim wnętrzu byłem o tym przekonany. Był to też czas przedświąteczny i zdarzyło się pewnego razu, że ksiądz, który przyszedł po kolędzie przyniósł mi gazetkę z czterema prawami duchowego życia. Wtedy też dowiedziałem się, że istnieją zaróno prawa fizyczne, jak i duchowe. Oczywiście wcześniej chodziłem na religię, jakąś wiedzę ogólną o Bogu miałem, ale tam wyczytałem między innymi to, że człowiek jest grzeszny. Dla mnie był to czas, kiedy stało się do dla mnie problemem. Zobaczyłem rzeczy, na które wcześniej nie zwróciłbym nawet uwagi.

Zrozumiałem, że Bóg

nie porównuje mnie do średniej moralnej kraju, tylko do Jezus Chrystusa, a przy Nim wyglądałem już „trochę” gorzej. Było to tak mnie autentyczne, że upadłem na kolana, pomodliłem się, przede wszystkim przeprosiłem Boga za moje grzechy. Nie było to nic specjalnego, ale na pewno było to szczere. Powiedziałem też Jezusowi, że od teraz On ma być w moim życiu numeren jeden. Nie wszystko w tym rozumiałem, ale czułem, że mam to zrobić.

Od tego okresu

zaczęły się bardzo dynamiczne zmiany, co więcej inni zauważali zmiany w moim życiu i zaczęli mi to komunikować. Jedną z rzeczy, jaką zauważyłem była kwestia mojego uzdrowienia. Jak już mówiłem wcześniej, byłem w miarę zdrowy, ale była jedna jedyna rzecz była dla mnie problemem. Prawdopodobnie trenując w zbyt młodym wieku przesiliłem stawy barkowe. I wcześniej bolały mnie co jakiś czas stawy, może co miesiąc, czasem co kwartał. Czasem budziłem się w nocy z bólu, wtedy musiałem rozruszać barki i mogłem spać dalej ale i tak co któraś noc była szatkowana na drobne części. Kiedy dostałem się na Akademię Wychowania Fizycznego i poszedłem do lekarza na badania, dowiedziałem się, że mam stawy jak u starca i powinienem zrezygnować ze studiów. Powiedziałem jednak, że dam sobie radę, chociaż może nie było to rozsądne. Na tym zakończyłem temat mojego leczenia, więc w zasadzie nie leczyłem się w ogóle. I minął tydzień, drugi, miesiąc, kwartał, a mnie nic nie bolało. Dopiero później sobie uświadomiłem: ja nie prosiłem Boga o uzdrowienie, a On mnie uleczył.

Dzisiaj mija niecałe dwadzieścia lat

od tamtej pory i mogę powiedzieć to z całą pewnością: uzdrowił mnie Bóg.

Select country

Americas

Europe

Asia + Pacyfic

Middle East + Africa