Jeśli chodzi o moją historię poznania Boga, to muszę powiedzieć, że po prostu przeżyłem modlitwę uwolnienia...
Byłem totalnym ateistą, nie agnostykiem, który mówi, że Bóg może gdzieś tam sobie jest, ale odrzucałem całkowicie istnienie świata duchowego. Żyjąc na zasadzie: „Korzystaj z życia”, „Ciesz się chwilą”, można popaść w różne rzeczy typu narkomania, kradzieże, dilerka, cudzołóstwo i inne sprawy. Ale ja doszedłem do miejsca w życiu, gdzie przestało mnie to bawić, brałem narkotyki, ale wiedziałem, że to jest bez sensu i nie ma w tym nic fajnego. W tym jest uczucie niespełnienia, pustka, wiesz, że jesteś w bagnie. Ale nie potrafiłem z tego wyjść.
Była osoba, która dużo się o mnie modliła,
prosiła też wiele osób o modlitwę. To, co często zarzucam ludziom, to to, że nikt nigdy do mnie nie wyszedł z ewangelią, nikt mi nie powiedział o Bogu i było to dziwne. Natomiast ta osoba się modliła i ostatecznie przygotowała też modlitwę uwolnienia. Co było ciekawe, Bóg wcześniej przygotował ten czas. Gdyby ktoś wcześniej zaproponował mi modlitwę, to bym bluzgał, w życiu bym się nie pomodlił. Ktoś, kto jest pod wpływem złego ducha unika takich rzeczy, bo duch mu na to nie pozwala. Natomiast Bóg zadziałał w taki sposób, że na 3 dni przed całym wydarzeniem przestałem jeść i pić. Totalny absurd: Ubzdurałem sobie, że jak przestanę jeść i pić, to mój brat w pokoju obok przestanie świrować (gdybym mu chociaż o tym powiedział, to może miałoby to jakiś sens). Ale jak się później dowiedziałem, pewien rodzaj duchów nie wychodzi inaczej, jak tylko przez modlitwę i post, więc Bóg to przygotował. Sam fakt, jak mnie przygotował do modlitwy (nie wdając się w szczegóły) też był niesamowity, bo normalnie bym się na to nie zgodził. Byłą to bardzo prosta modlitwa: „Panie Jezu Chryste wydaję Tobie moje związki okultystyczne..” i tak wyznawałem kolejne grzechy, wyznając to Bogu, prosząc Go, żeby to ode mnie wziął, a osoba, która temu towarzyszyła, wiedząc konkretnie za czym stał demon, mówiła „Duchu narkomanii, duchu cudzołóstwa, wiążę ciebie” i tak dalej.
Można by powiedzieć, że to taka zwykła rozmowa z Bogiem,
ale najważniejsze było to, co się stało później, około czterech, pięciu miesięcy. Ten świat fizyczny jest dla nas bardzo realny, możemy go widzieć, dotknąć, natomiast duchowy jest bardziej w intuicji człowieka, który myśli sobie, że gdzieś tam może coś jest. U mnie przez te parę miesięcy to się zamieniło: bardziej doświadczałem duchowego świata, on był dla mnie bardziej realny w tamtym okresie, aniżeli ten świat fizyczny. Miałem świadomość, że jestem w fizycznym świecie, ale ten duchowy był bardziej przeze mnie doświadczany. I myślę, że to było potrzebne, ponieważ wcześniej całkiem odrzucałem istnienie świata duchowego. Myślę, że Bóg mnie w nim postawił, żebym zobaczył, że ten świat faktycznie istnieje. I był to czas, w którym mogłem doświadczyć, co czuje dusza zbawiona, jak też i dusza potępiona. Był to okres, kiedy widziałem, jak biją mnie demony, szyderczo śmiały się ze mnie i tak dalej. To się może wydawać „hardcore’owe”, ale najgorsze z tego okresu było poczucie osamotnienia. To tak jakby z całego swojego życia wziąć całe uczucie pustki i osamotnienia jakie miałeś w życiu, pomnożyłbyś to przez milion, to nie wiem, czy oddałoby to tak wielką głębokość tego odrzucenia, które czuje dusza potępiona. Do tego bicie, katowanie, obłęd w oczach i tak dalej. Ale czasem odczuwałem drugą skrajność, tak jakby wszystkie radości skumulowały się w jednej chwili, i pomnożone zostały przez milion. Niesamowita radość, która przenika każdą cząstkę Ciebie, tuli Cię z różnych stron. I choć byłem ateistą, czułem, że to jest Bóg. To co usłyszałem później: „W Bogu poruszamy się, żyjemy i jesteśmy” ja odczułem na własnej skórze, to jest namiastka tego, co czuje dusza zbawiona. To były dwie skrajności: Bóg postawił Niebo i Piekło, życie i śmierć i powiedział: „Wybieraj”. Żaden to wybór;)
Dwa dni później,
po przeżyciu tej modlitwy poszedłem do sklepu nocnego, żeby kupić chleb. Wszedłem do tego sklepu i zaraz wystrzeliłem, jak z procy, ponieważ tam była ściana alkoholi. Nie spodziewałem się, że tak zareaguję, po prostu mnie odbiło. Nie musiałem walczyć z nałogami. Ludzie mówią: miałeś silną wolę, temu z tego wyszedłeś, wtedy się śmieję: „Jak by tak było, to wyszedłbym kilka lat wcześniej”. Został związany duch, który mnie do tego ciągnął i z dnia na dzień nie mogłem na to patrzeć. To było „mega”. Mając dziewiętnaście lat mój cały światopogląd runął, musiałem się uczyć wszystkiego na nowo: co jest dobre, co jest złe i tak dalej. Wtedy też Bóg uświadomił mi, że muszę poznać Jego Słowo, żeby mieć życie.
Nawet, jeśli robiłem wiele złych rzeczy,
to Chrystus przyszedł po to, bym teraz mógł przychodzić do Ojca, wziął na siebie ten ciężar win, zamiast mnie i można by powiedzieć, że oczyścił moją kartę. Nawet jak wtopię, to mogę wstać i iść dalej, ze względu na Niego. Pokazał mi też perspektywę, że mogę trzymać się tego, co dobre, nie muszę patrzeć tylko na swoje ego, otworzył mi świadomość, że mogę być dla innych, pomagać ludziom, nie muszę szukać swego, mogę dać od siebie coś dla innych. Kompletnie przewartościował moje życie: z ćpuna, dilera i egocentryka zrobił ze mnie kogoś, kto lubi pomagać ludziom, kto kieruje się innymi wartościami.
Muszę powiedzieć,
że Bóg jest niesamowity w tym wszystkim, potrafi tak dotknąć serca człowieka, żeby je odmienić.
Jeżeli chciałbyś dowiedzieć się więcej zapraszamy Cię na kurs "Jak się modlić?"
Kliknij w poniższy link i zapisz się.