Bieganie długich dystansów daje dużo okazji do przemyśleń. I może nawet jest to najlepsza okazja, taka w biegnącej codzienności, żeby... się wyłączyć trochę spośród codziennych rzeczy i po prostu rozmyślać nad różnymi sprawami.

Zacząłem biegać w 2004 roku, to będzie już 8 lat temu. Bieganie daje poczucie wolności, zrelaksowania, dobrze wykonanej pracy czasami i takie chwilowe poczucie szczęścia powiedziałbym. Ale jako jedyne źródło szczęścia nie spełniłoby moich oczekiwań. Ja nie biegam dlatego, żeby być szczęśliwym. W jakimś sensie biegam dlatego, że jestem szczęśliwy.

Moja historia odnalezienia Boga

wiąże się mocno, ze sprawą poszukiwania szczęścia. Jako nastolatek zauważyłem, że szczęście to nie jest coś co zawsze trwa. Ludzie szukają szczęścia i każdy chce być szczęśliwy, ja też chciałem, a już jako nastolatek nie zawsze czułem się szczęśliwy. Zaczęło do mnie docierać, że taką ważną rzeczą, która była mi potrzebna do szczęścia, to jest poczucie sensu i celu mojego życia, mojego istnienia. Wierzyłem od dziecka, na przykład, że Bóg istnieje, że on ustalił w tym świecie pewne zasady, że oczekuje od ludzi przestrzegania ich. Ja miałem świadomość, że często ich nie przestrzegałem i wielokrotnie robiłem to w zupełnie świadomy sposób, bo taki akurat w tym momencie był mój pomysł na szczęście, mniej lub bardziej chwilowe.

Widziałem jednak, że to nie jest rozwiązanie. Widziałem, że takie życie w niezgodzie z tym w co się wierzy, do czego jest się przekonanym, może czasem przynieść chwilowe zaspokojenie, przyjemność ale nie daje trwałego szczęścia. A z drugiej strony myślałem, że życie ograniczone, czy zamknięte do tego co Bóg nakazuje, też nie dawało mi poczucia szczęścia, czułem się ograniczony. I właściwie wierząc w Boga jako stwórcę, prawodawcę i sędziego, miałem takie poczucie, że jestem w pułapce, z której nie potrafię znaleźć dobrego wyjścia. W żadną stronę nie było to wyjście, które by dawało szczęście.

Na drugim roku studiów,

na spotkaniu w duszpasterstwie akademickim, słyszałem o pewnych ludziach, którzy mieli taką bliską i silną więź z Bogiem, która wypełniała ich życie, dawała im szczęście właśnie. Ona sprawiała też, że byli zdolni do różnych, heroicznych nawet zachowań. Wielu z nich, o których tam słyszałem, było gotowych poświęcić nawet swoje życie w walce o prawdę, o innych ludzi. Nawet kiedy przychodziło im płacić wysoką cenę za to, dalej czuli się ludźmi szczęśliwymi. Pomyślałem: „zrobię wszystko co potrafię żeby nawiązać tak bliską, osobistą więź z Bogiem”. Tylko nie wiedziałem wtedy jeszcze, że wszystko co ja potrafię to jest za mało, że to się tak nie da.

Jakiś czas później, po kilku miesiącach takich zmagań, w których próbowałem przybliżyć się do Boga, po prostu przez swoją zwiększoną religijność, tak bym to dzisiaj określił. Przez decyzję o tym, że jednak będę przestrzegał tych Bożych przykazań, które wcześniej świadomie łamałem. Przez powrót do takiego zwyczaju porannej i wieczornej modlitwy. Przez uczestniczenie w różnych, zupełnie nawet nie obowiązkowych, spotkaniach i nabożeństwach w duszpasterstwie akademickim. W końcu nawet kupiłem sobie Nowy Testament i zacząłem czytać, szukając odpowiedzi na pytanie: w jaki sposób można tę relację z Bogiem zbudować i utrzymać? I chociaż robiąc te wszystkie rzeczy trochę lepiej się czułem, to problemem było to, że nie przynosiło to trwałego przełomu, jeżeli chodzi o moje poczucie bliskości z Bogiem i zrozumienia, że Bóg naprawdę jest w moim życiu kimś najważniejszym, kimś, kto by je wypełniał i dawał poczucie sensu w tym życiu. I to było frustrujące właściwie. Musze powiedzieć, że po kilku miesiącach miałem odczucie, że ta moja, taka najpoważniejsza, dorosła próba przybliżenia się do Boga, była rozczarowująca. Jeżeli tak miałoby wyglądać moje życie dalej, to ja nie widzę, gdzie tu jest miejsce na szczęście.

Kolega zaprosił mnie

na wakacyjny obóz studencki. To był obóz studentów chrześcijan, gdzie spotkałem grupę ponad dwustu młodych ludzi, u których było widać, że oni znaleźli to czego ja szukałem i co próbowałem osiągnąć. Było to widać po tym jak żyli, jacy byli, jak odnosili się do innych. Pokazali mi, że tej więzi z Bogiem nie można zbudować swoim własnym wysiłkiem. Dlatego, że w życiu każdego człowieka jest grzech, który oddziela nas skutecznie od Boga. Jezus umarł na krzyżu za moje grzechy, po to aby usunąć tą barierę grzechu pomiędzy mną a Bogiem. Kiedy to wszystko zrozumiałem, po raz pierwszy w taki świadomy sposób zwróciłem się do Boga w modlitwie. W prostej modlitwie, mówiąc mu, że potrzebuję Go i widzę, że sam nie mogę tej więzi z Nim zbudować, ale chcę przyjąć to co dał w Chrystusie i chcę aby to On przemienił teraz moje życie.

Pierwsza rzecz, która się zmieniła

i zaskoczyła mnie tak bardzo pozytywnie, to był ten niesamowity pokój w sercu i poczucie, że do niego wkracza harmonia, że Bóg patrzy teraz na mnie przychylnie, i że on już na zawsze jest moim przyjacielem. Nie dlatego co ja zrobiłem, czy z tego powodu co ja zrobiłem, ale z powodu tego, co zrobił Chrystus. Nie miotam się już, nie poszukuję sensu, a to wprowadza naprawdę poczucie szczęścia. Takiego trwałego, niezmąconego szczęścia, bo wiem, że to co w moim życiu się dzieje ma sens i prowadzi do dobrego celu.




Jeżeli chciałbyś dowiedzieć się więcej zapraszamy Cię na kurs "Jak nawiązać relację z Bogiem?"
Kliknij w poniższy link i zapisz się.

Select country

Americas

Europe

Asia + Pacyfic

Middle East + Africa