Bóg Starego Testamentu
Najbardziej rozpowszechnionym obrazem Boga Starego Testamentu jest postać surowego, siedzącego na tronie starca w białej szacie, który wtrąca się niechciany w życie ludzi i narodów. Realizuje On swoje tajemnicze plany, surowo karząc za nieprzestrzegania danych przez siebie nakazów. Czy naprawdę Bóg jest despotycznym staruszkiem? I czy to na pewno ten sam miłosierny Ojciec, o którym mówi Jezus? Intrygujące są takie pytania, bo cała Biblia opisuje jednego i tego samego Boga. A Jego obraz, który wyłania się ze Starego Testamentu, jest zgodny z tym ukazanym przez Jezusa i Apostołów.
Oko za oko
Pierwszym co przychodzi na myśl, gdy myślimy o Bogu opisanym w Starym Testamencie, jest zasada „oko za oko, ząb za ząb” (3 Mojż. 24, 17 – 22). Jest ona przytaczana jako sztandarowy przykład mściwości i nieustępliwości Boga, który nakazuje swemu ludowi postępować w taki właśnie sposób. Jak ktoś miłosierny i dobry może wymagać tak surowej odpłaty za krzywdę? Taki pogląd nie bierze jednak pod uwagę kontekstu historycznego i kulturowego biblijnego Bliskiego Wschodu. Z naszej perspektywy zasada zachęca do zemsty. Ale lud Izraelski, któremu nadane zostały przykazania, patrzył na nią z zupełnie innej strony. Dla nich bowiem zasada „oko za oko” była ograniczeniem prawa odwetu, które funkcjonowało w starożytnych kulturach. Obowiązkiem moralnym było wcześniej nie tylko odpłacenie krzywdą za krzywdę, ale wymierzenie o wiele surowszej kary i odwetu. Typową odpłatą za śmierć członka rodziny było wymordowanie całej rodziny krzywdziciela. Krewni owej rodziny rzecz jasna również mścili się za doznaną krzywdę, co prowadziło do wiecznych waśni rodowych i nieustannych konfliktów. Aby zrozumieć tę wcześniejszą moralność wystarczy przeczytać chociażby, co Lamech, praprawnuk Kaina, mówi do swoich żon:
I rzekł Lamech do swych żon: Ado i Syllo, słuchajcie głosu mojego! Wy, żony Lamecha, nadstawcie ucha na słowo moje! Męża gotów jestem zabić, jeśli mnie zrani, a chłopca, jeśli mi zrobi siniec. Jeżeli Kain miał być pomszczony siedem razy, to Lamech siedemdziesiąt siedem razy.
1 Mojż. 4, 23 – 24A przykazanie dane przez Boga nie pozwalało na zemstę, która była bardziej surowa i dotkliwsza niż pierwotna krzywda. Była to istotna zmiana mentalności i krok w stronę jeszcze bardziej radykalnej postawy miłości, jaką Jezus nakazuje swoim uczniom.
Miłość od samego początku
Bóg opisany w Biblii pokazuje swoją miłość względem człowieka od samego początku jego istnienia. Najpierw błogosławi mu (1 Mojż. 1, 28). Następnie ostrzega go przed konsekwencjami sprzeciwu wobec swojej woli, czyli grzechu (1 Mojż. 2, 16 – 17). Mimo to człowiek grzeszy i doświadcza skutków swojego czynu – zostaje wygnany z Raju. Nie jest to jednak niezasłużona kara, a następstwo świadomego wyboru. Mimo to, Bóg nie przestaje kochać upadłego człowieka. Daje mu ubranie ze skóry i przyodziewa go (1 Mojż. 3, 21). Ale ta skóra nie wzięła się znikąd! Aby wyposażyć człowieka, konieczne było uśmiercenie jakiegoś zwierzęcia. Zatem Bóg ponosi cenę i troszczy się o człowieka nawet wówczas, gdy należy się mu śmierć. W tym krótkim wersecie widać zapowiedź o wiele większej ceny i niewyobrażalnej ofiary, którą Bóg poniesie w Baranku ofiarowanym, aby oczyścić człowieka z grzechu (Rz. 5, 6 –11).
Ten sam schemat co w Księdze rodzaju – grzech człowieka i miłosierna odpowiedź Boga - powtarza się niczym refren przez całą biblijną historię Izraela. Zwięzły skrót tej historii znajdujemy u Nehemiasza (Ne. 9, 6 – 37). Bóg błogosławi swemu ludowi i obiecuje błogosławieństwo, jeśli tylko naród wytrwa w czystości serca. Izrael grzeszy, upada, odchodzi do innych bóstw i zwyczajów. Zgodnie z zapowiedzią należy mu się śmierć... Ale Bóg znów się lituje. Nie wymierza kary adekwatnej do czynu, nie wytraca do końca nieposłusznych. Zostawia sobie resztkę i znowu okazuje swą łaskę. Mija kilka lat lub pokoleń i cała sytuacja powtarza się... Lud wybrany znowu się buntuje, grzeszy i ponosi konsekwencje. A Bóg znowu wybacza, znowu potwierdza przymierza i swoje obietnice. Bóg jest zawsze wierny – od wyjścia z Egiptu, przez 40-letnią wędrówkę po pustyni Synaj, zdobywanie Ziemi Obiecanej, epokę sędziów, epokę królów, wygnanie do Babilonu i powrót do ojczystej ziemi. Niewierność człowieka i wierność Boga to osnowa całej opowieści rozgrywającej się na kartach Biblii.
Przecież mi się należy!
Nasza krytyczna ocena Bożego postepowania wynika często z oczekiwania, że jest On nam coś winien. Chrześcijaństwo nazywa tę postawę pychą. W takim myśleniu wychodzimy z założenia, że Bóg jest zobowiązany dać nam dobro i szczęście, a jeśli tego nie uczyni, mamy prawo nazwać go okrutnym tyranem. Tyle tylko, że Bóg nie jest nam nic winien. Całe nasze życie jest darem Jego łaski. Każdy moment istnienia człowieka to suwerenna Boża decyzja o powoływaniu nas wciąż na nowo do życia, „podtrzymywania nas Słowem swojej mocy” (Hbr. 1, 3). Szczególną zaś łaskę Bóg okazuje względem tych, którzy się Mu sprzeciwiają. Grzech to bunt wobec jedynej siły powołującej do istnienia. Możemy wyobrazić sobie grzesznika jako osobę, siedzącą na gałęzi nad przepaścią, która odcina ową gałąź i spada. Ale Bóg jest dobry, w wielkiej cierpliwości daje możliwość upamiętania się i nawrócenia.
Aby zrozumieć te nieuzasadnione oczekiwania względem Boga, posłużmy się obrazem. Wyobraźmy sobie pisarza piszącego powieść. Może on przedstawić w swojej powieści historię smutną, straszną czy radosną – tylko jego kreatywność i wola określają, jakie będzie zakończenie opowiadania. To on wyznacza protagonistom szczęśliwy lub marny koniec. Czy autor jest coś winny bohaterom swojej opowieści? Czy postacie, które żyją wyłącznie w wyobraźni pisarza, mogą mu zarzucać, że ich los jest niesprawiedliwy? Przekonanie o tym, że Bóg jest nam coś winien jest tożsame z przekonaniem, że pisarz jest winien wymyślonej przez siebie postaci szczęście, radość i pomyślność. To twórca pisze historię, to on ma pełną dowolność i w suwerenny sposób podejmuje decyzje, jaki będzie los wykreowanych przez siebie postaci. Podobnego obrazu używa prorok Jeremiasz a za nim Apostoł Paweł – przyrównując ludzi do gliny a Stwórcę do garncarza (Jer. 18, 3 – 10; Rz. 9, 20 – 23). Czy glina może wieść spór z garncarzem i spierać się, że ten źle ją uformował? Próba oceny Boga wywodzi się z również z błędnego przekonania, że Bóg podlega takim samym prawom jak my. Ale Stwórca nie jest innym bohaterem opowieści ani innym rodzajem gliny, z którym moglibyśmy się porównać – Jego natura przekracza możliwości naszego poznania. Paradoks polega na tym, że to ci, którzy stawiają Bogu roszczenia, sami zachowują się w sposób o jaki Go oskarżają. To nasze społeczeństwo jest mściwe, zazdrosne i skupione na sobie. Grzeszy, a w pysze sięgającej Niebios domaga się jeszcze, aby to Bóg dopasował się do wyobrażenia na swój temat, nie stawiał żadnych wymagań i przyklasnął zdeprawowanej moralności. Naprawdę zdumiewa niewyobrażalna cierpliwość, jaką Bóg ma do krnąbrnych ludzi.
Jak mnie to dotyczy?
Z całej Biblii wyłania się jeden obraz Boga – cierpliwego i miłosiernego, ale też świętego i sprawiedliwego. W swoim miłosierdziu nie przymyka On oka na grzech. Obdarza człowieka niezasłużoną łaską, ale nie jest ona zachętą do popełniania jeszcze większych nieprawości w przekonaniu, że i tak wszystkie one będą odpuszczone. Łaska ma swoją cenę. Dzięki niej człowiek może wieść życie bez grzechu, życie w wolności, życie w świętości. To jest cel Bożego daru. A my żyjemy dziś w niezwykłym momencie historii, o którym prorok Izajasz pisał:
Duch Wszechmocnego, Pana nade mną, gdyż Pan namaścił mnie, abym zwiastował ubogim dobrą nowinę; posłał mnie (…) abym ogłosił rok łaski Pana i dzień pomsty naszego Boga.
Iz. 61, 1 – 2Jezus odniósł te słowa do siebie, ogłaszając, że w Nim spełniły się prorockie obietnice. Żyjemy dziś w czasie łaski. Każdego dnia możemy przyjąć najcenniejszy Boży dar – zbawienie. Wiemy jednak, że Bóg jest konsekwentny. Człowiek może odrzucić zbawienie. Może zbuntować się po raz kolejny. Dziś mamy jeszcze możliwość wybrać, czy przyjmiemy ratunek, jaki nam zaofiarowano. Dziś trwa jeszcze ten niezwykły czas. Ale wiemy też, że czas łaski nie będzie trwać wiecznie.
Nadszedł bowiem czas, aby się rozpoczął sąd od domu Bożego; a jeśli zaczyna się od nas, to jakiż koniec czeka tych, którzy nie wierzą ewangelii Bożej? A jeśli sprawiedliwy z trudnością dostąpi zbawienia, to bezbożny i grzesznik gdzież się znajdą?
1 P. 4, 17 – 18Pewnego dnia każdy z nas stanie przed Sądem. Jesteś gotowy?