Kasztan w dłoni...

Kasztan w dłoni...

Wracałam właśnie z samotnej wędrówki w górach. W wiklinowym koszu połyskiwały kapelusze prawdziwków. Promienie październikowego słońca ciągle jeszcze grzały intensywnie. Cudownie…

Głęboko wdychając pachnące, górskie powietrze próbowałam uspokoić swoje wnętrze, oczyścić ze stresu i niepewności. Kilkaset metrów dalej - w dolinie - stał mój zepsuty samochód. Dzień wcześniej odebrałam go z warsztatu; tuż przed końcem mojej trasy stwierdził, że jednak nie jest jeszcze naprawiony.

Ruszyłam dalej. Kilkanaście kroków przed parkingiem natknęłam się na kasztanowca. W dywanie suchych liści połyskiwały brązowe kuleczki. Wzięłam kilka do ręki, pogładziłam ich powierzchnię i…

Odpłynęłam! To było coś niesamowitego! Szeleszczące liście pod stopami i kasztany w mojej dłoni – ten zapach, dźwięki, kształt i tekstura kasztanów przeniosły mnie do krainy mojego dzieciństwa. Do parku w okolicach Czarnego Chodnika w Cieszynie, przez który przechodziłam w drodze z pociągu do Szkoły Muzycznej. I wtedy poczułam, jak stres ze mnie schodzi…

Jak to jest, że wspomnienia z dzieciństwa mają na nas tak ogromny wpływ? Że to, co wtedy – teraz wydaje się idealne? Że żadne inne dzieciństwo, w żadnym innym miejscu nie byłoby takie cudowne, jak nasze? Że dziś ten świat, tak zupełnie inny, kształtuje ludzi zupełnie inaczej i nic nigdy, przenigdy, nie będzie już takie same, takie piękne, tak idealne, jak wtedy?

No dobrze, mamy świadomość, że działy się też złe rzeczy, przeżywaliśmy przykrości, pewnie wynieśliśmy jakieś swoje traumy – ale jednak…

Przecież obiektywnie rzecz biorąc podrdzewiały trzepak z odrapaną farbą to naprawdę nie jest idealny plac zabaw dla dziecka. Kąpiele w zanieczyszczonej rzece, od której czasem bąble wyskakiwały na skórze, też nie są najlepszym zajęciem wakacyjnym. Kto by się skusił na chleb posypany cukrem, z taką nostalgią wspominany przez poprzednie pokolenia? A wycieczki rowerowe na składaczkach? Zabawy na terenie budowy blokowisk w latach 70 i 80? Jazda na łyżwach na zamarzniętej Wiśle?

A może to nie te ramy sprawiły, że wspomnienia z dzieciństwa są takie niezwykłe?

Może to kwestia poczucia bezpieczeństwa, ta cudowna beztroska i wolność, nasza niewinność i nieświadomość wszelkich zagrożeń, bogata wyobraźnia i ciekawość, dzięki której z takim zapałem odkrywaliśmy świat na nowo – dla siebie?

Może to zasługa rodziców, którzy tworzą poczucie bezpieczeństwa, dzięki któremu dzieci mogą swobodnie odkrywać świat, nie martwiąc się o jego zagrożenia? Poprzez zaspokajanie podstawowych potrzeb i troskę o codzienną rutynę, pozwalają dzieciom cieszyć się beztroskimi zabawami i radością życia? Poprzez budowane z dzieckiem relacje, czułą troskę i wspólne spędzanie czasu wzmacniając poczucie, że świat jest pełen miłości i wsparcia?

Myślę, że namiastką odpowiedzi będzie to, co czujemy tracąc naszych rodziców – albo nawet wyobrażając sobie tą stratę. Poczucie, że tracimy grunt pod nogami, to pewne oparcie, ostoję, bezpieczny port, skarbnicę wiedzy, osoby którym możemy ufać na 100%. Tą piękną relację, co do której mamy absolutną pewność, że żadna inna jej nie zastąpi – i że nie będzie trwać wiecznie!

A jednak…

Jednak chcę Ci dzisiaj powiedzieć, że możesz mieć Ojca w Niebie. Ojca, który kocha bezgranicznie, zawsze przy Tobie jest obecny, który troszczy się o wszystko, przy którym zawsze możesz czuć się bezpiecznie - i zawsze ma o Tobie dobre myśli. Ojca, który zna całość Twojej historii i prowadzi Cię przez nią tak, aby pomóc Ci przejść zwycięsko przez wszystkie trudności życia. Ojca, który mówi:

Ja wiem, jakie myśli mam o was - mówi Pan - myśli o pokoju, a nie o niedoli, aby zgotować wam przyszłość i natchnąć nadzieją.

Księga Jeremiasza 29:11

Nie wydaje mi się, aby na całym tym świecie było możliwe coś cenniejszego. Daj się zainspirować do poszukiwań: zapraszam Cię do kursu: „W poszukiwaniu sensu życia”.

O autorze

Miłośniczka słowa pisanego, z wykształcenia teolog.
O sobie mówi: „Matka Polka” – żona, matka trzech dorastających synów – wielka zwolenniczka świadomego rodzicielstwa. 
Kobieta wielu pasji, zafascynowana naturą, oraz pięknem i mądrością Bożego Stworzenia, odkrywanymi podczas codziennych zajęć. 
Mistrzyni „międzyczasu” – hoduje zwierzęta, prowadzi uprawy permakulturowe, piecze chleby na zakwasie, tworzy mydła naturalne, oraz dziesiątki różnych przetworów, zaangażowana w służbę w lokalnej Społeczności Chrześcijańskiej, społecznik z głębokiego przekonania. 
Swoje życie i wszystko, w co się angażuje, opiera o Słowo Boże, z każdym rokiem bardziej świadoma tego, że bez Boga nic nie może uczynić (J. 15:5)Pokaż mniej

Polecamy także: