Mamo, Ty mnie nie rozumiesz! O napięciach między pokoleniami (2)

Mamo, Ty mnie nie rozumiesz! O napięciach między pokoleniami (2)

Ten artykuł jest siódmy w serii: „Zrozumieć naprawdę”, serię rozpoczyna: „Czy ktoś naprawdę mnie rozumie”?

Zanim przeczytasz ten artykuł, upewnij się, że znasz już część pierwszą.

Nasze dzieci naprawdę są bardzo obciążone w swojej dziecięcej codzienności - a my, jeśli chcemy je rzeczywiście zrozumieć, musimy to uczciwie przyznać. 

Bo widzisz, bo to, co dziecko przeżywa w szkole, to jedno. A kiedy to dziecko wraca do domu – cóż, obawiam się, że dość często spotyka kolejnych dorosłych, którzy mają konkretne wymagania, wiedzą lepiej co ono czuje, z czym się mierzy i na pewno przesadza... I wszystko to trywializujemy mówiąc, że ma się ogarnąć i zmienić minę. Bo ta mina, to przeszkadza nam w tym wszystkim najbardziej.

Wiesz, dlaczego?

Bo nam też nie wolno było. Choćbyśmy nie wiem co i jak przeżywali, mieliśmy robić dobrą minę do złej gry, mieliśmy przykleić sobie uśmiech na twarz i „całować po rękach” ciotki, które nam dogadywały, które nas obrażały, które nam umniejszały i wyśmiewały za zbyt chude rączki, za cienkie nóżki i krzywe warkoczyki, oraz przekręconą spódniczkę. Nie było nam wolno przeżywać tego, co przeżywaliśmy, a teraz…

Tą minę odbieramy osobiście. A to przecież nie jest o nas. To zupełnie nie o nas!

I absolutnie nie chodzi o to, aby wymagań nie mieć. To nie tak! Jestem prawdopodobnie największą zwolenniczką świadomego i celowego wychowania dzieci, jaką kiedykolwiek spotkałeś! Jestem absolutnie za tym, aby dzieci miały (jasne i klarowne!) obowiązki, aby na miarę swoich sił solidnie pracowały, aby brały odpowiedzialność za siebie, swoje relacje, swoją naukę, swoje zachowanie, swoje relacje, swoje rzeczy i dom w którym mieszkają.

Z całą stanowczością powinniśmy ich uczyć szacunku do siebie, do rodziców, do Boga, do świata, do obowiązków, do posiadanych rzeczy… ale doprawdy – zbudujmy to na prawdzie, na wzajemnym zrozumieniu, zbudujmy to na mocnym fundamencie, a nie na przemocy, wymuszaniu, „wiedzeniu lepiej”, domysłach i (błędnych niestety) założeniach. Bo jak się potocznie mówi – „dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane” – a my, mimo najszczerszych chęci, tak bardzo często trafiamy po prostu kulą w płot.

A moglibyśmy zapytać. Tak po prostu. Zamiast bawić się w Pana Boga i wierzyć we własną wszechwiedzę.

O autorze

Miłośniczka słowa pisanego, z wykształcenia teolog.
O sobie mówi: „Matka Polka” – żona, matka trzech dorastających synów – wielka zwolenniczka świadomego rodzicielstwa. 
Kobieta wielu pasji, zafascynowana naturą, oraz pięknem i mądrością Bożego Stworzenia, odkrywanymi podczas codziennych zajęć. 
Mistrzyni „międzyczasu” – hoduje zwierzęta, prowadzi uprawy permakulturowe, piecze chleby na zakwasie, tworzy mydła naturalne, oraz dziesiątki różnych przetworów, zaangażowana w służbę w lokalnej Społeczności Chrześcijańskiej, społecznik z głębokiego przekonania. 
Swoje życie i wszystko, w co się angażuje, opiera o Słowo Boże, z każdym rokiem bardziej świadoma tego, że bez Boga nic nie może uczynić (J. 15:5)Pokaż mniej