Czy ktoś naprawdę mnie rozumie? O pragnieniu bycia zrozumianym.

Czy ktoś naprawdę mnie rozumie? O pragnieniu bycia zrozumianym.

Pragnienie bycia zrozumianym towarzyszy nam od dzieciństwa. Każdy człowiek pragnie, by ktoś widział jego serce, jego codzienny trud, a nie tylko ten niewielki urywek jego świata, który widać na pierwszy rzut oka. Czy to w ogóle możliwe? Czy jest ktoś, kto naprawdę mnie rozumie?

Dziś wczesnym rankiem zerwaliśmy się z łóżek - ja i trzech moich synów. Plecaki były spakowane już wieczorem, bo wiedziałam, że rano będzie ciasno z czasem. Długo oczekiwany dzień - egzamin na kratę pływacką, trzeci termin zaproponowany przez byłego trenera, który dzięki Bogu nadal o nas pamiętał. Wcześniej nie udało się znaleźć czasu, jak to w życiu - ciągle coś.

Pięć minut po zdaniu egzaminu biegliśmy do samochodu, bo mimo, że dziś udało nam się zdążyć na egzamin, terminy znów się zdublowały - szybko, szybko na autobus... Telefon z prośbą, aby poczekali, że spóźnimy się pięć minut. Dwoje dzieci pojechało na wycieczkę, z trzecim wracam.

Szybciutka kawka u Mamy, jeszcze po drodze coś gdzieś zawieźć i do domu. W samo południe - śniadanie... Po śniadaniu szybkie mycie garów - i znów trzeba jechać, zawieźć syna na weekend do przyjaciół... Wracam do domu - błoga chwila ciszy!

Wiem, że dziś nie mam czasu robić sobie przerwy, więc tylko zaparzam dobrą herbatę - i w tym momencie cyk, wiadomość: dzieci wracają z wycieczki, odbiór za pół godziny. Wychodzę na ganek, patrzę - góry warzyw czekają na przerobienie: kolejne 20 kilogramów papryki, prawie 10 kilogramów cukini, 5 kilogramów cebuli... W stronę szklarni wolę nie spoglądać, bo tam kolejne dziesiątki kilogramów pomidorów do przerobienia. Co robić?

Biorę mój wielki, różowy kubek z gorącą herbatą w rękę i jadę - jak wrócę, będzie zimna. A zimna jest trująca ;-)

No a jak dzieci wróciły, to wiadomo: obiad na dziś, deserki i obiad na jutro (i przy okazji na pojutrze, bo mnie chyba poniosło na zakupach... albo byłam głodna ;-)), międzyczasie pierwsza porcja papryki ląduje w piekarniku, drugą kroję w paseczki, trzecia i czwarta jednak wraca na ganek, bo już wiem, że jeśli chcę skończyć pracę przed północą, powinnam część pracy zostawić na inny dzień.

Ach, i jeszcze mam dziś artykuł do napisania!

Gdzieś tam w przerwach ogarniam zwierzęta, karmię dzieci i prowadzę z nimi niekończące się dyskusje. Przy okazji myślę o tym, jak bardzo lubię tę robotę, i jak dobrze jest zrobić coś dobrego, coś z sensem, coś na co mam wpływ, przynajmniej mogę się skupić na pracy i nie myśleć za wiele o tym, że zdrowie się sypie (znowu), pilne skierowanie do specjalisty uprawnia do wizyty końcem kwietnia, oraz drugie takie umożliwia rehabilitację już końcem lipca. A że RTG wygląda alarmująco, to może jednak odwiedzę mojego lekarza prowadzącego osobiście, poza tym warzywa się kończą i czym ja myśli zajmę ;-)

Wiesz, dlaczego to piszę?

Bo to mój zwykły, codzienny trud, którego zupełnie nie widać. To dlatego zwykłam mawiać, że jestem Mistrzynią Międzyczasu ;-)

Tymczasem ktoś, kto wpadnie do mnie, zobaczy: sterty warzyw przed domem (lodówka adekwatna do moich potrzeb!), brudną podłogę, jakiś kawałek ręcznika papierowego, leżący na podłodze, pełne kosze na śmieci i wiadra z resztkami warzyw, brudne gary w zlewie, skrzynie pełne słoików piętrzące się przed wejściem do kuchni, bo przecież u mnie wciąż sezon trwa, stół nie wysprzątany po ostatnim posiłku. I lepiej, żeby ów ktoś nie wchodził na górę i nie zobaczył, ile mojego prania czeka na poskładanie.

Widzisz, mogę pracować po 16, a nawet 18 godzin na dobę - co z resztą dość często się zdarza, ale i tak słyszę komunikaty:

„Masz dobrze, siedzisz w domu”, „Ty to masz czas”, „Co Ty wiesz o zmęczeniu?”, „Jakbyś się lepiej zorganizowała, to byś miała porządek”, i w końcu mój ulubiony: „no bo ty nie pracujesz”.

Wiem, że w moich codziennych zmaganiach nie jestem odosobniona – miliardy dorosłych na całym świecie niosą na swoich barkach ten rodzinny mikrokosmos dzień za dniem…

Jednak żaden człowiek nie widzi całości tego, z czym Ty się zmagasz. Nikt nie widzi, jak wiele serca, wysiłku i miłości wkładasz w to, by każdy dzień miał sens, by Twoi bliscy byli zaopiekowani, by życie — mimo chaosu, bólu i zmęczenia — wciąż miało smak.

Ale Ty to wiesz. I to wystarczy.

Zatrzymaj się na chwilę, spójrz na siebie z czułością. Doceń ten trud, który tak łatwo uznać za oczywisty. Podziękuj Bogu za to, jakim człowiekiem Cię stworzył: silnym, pracowitym, wiernym, oddanym. To wielka rzecz — większa, niż myślisz.

Nie myśl, że: „to przecież nic”.

Bo to właśnie tocodzienna wierność, wytrwałość, miłość w działaniu — czyni z Ciebie kogoś naprawdę wyjątkowego.

O autorze

Miłośniczka słowa pisanego, z wykształcenia teolog.
O sobie mówi: „Matka Polka” – żona, matka trzech dorastających synów – wielka zwolenniczka świadomego rodzicielstwa. 
Kobieta wielu pasji, zafascynowana naturą, oraz pięknem i mądrością Bożego Stworzenia, odkrywanymi podczas codziennych zajęć. 
Mistrzyni „międzyczasu” – hoduje zwierzęta, prowadzi uprawy permakulturowe, piecze chleby na zakwasie, tworzy mydła naturalne, oraz dziesiątki różnych przetworów, zaangażowana w służbę w lokalnej Społeczności Chrześcijańskiej, społecznik z głębokiego przekonania. 
Swoje życie i wszystko, w co się angażuje, opiera o Słowo Boże, z każdym rokiem bardziej świadoma tego, że bez Boga nic nie może uczynić (J. 15:5)Pokaż mniej