Nauczyć się żyć bez — o sztuce oswajania straty.

Nauczyć się żyć bez — o sztuce oswajania straty.

Odwiedzając groby bliskich mi osób, przypomniałam sobie pierwsze tygodnie po śmierci mojego wspaniałego Teścia. Jego śmierć poprzedzała ciężka choroba, podczas której stopniowo przejmowaliśmy Jego obowiązki, ale i tak zderzenie się z rzeczywistością, w której Go zabrakło, było dla nas bardzo trudne. Dopiero po Jego śmierci odkrywaliśmy, jak wiele rzeczy robił w naszej codzienności — czynności zupełnie niewidocznych, oczywistych…

Zrozumiałam, że brak nie dotyczy tylko chwili śmierci, ale pogłębia się wtedy, gdy próbujemy żyć dalej.

To wtedy pojawia się cisza, której wcześniej nie było. Pusta przestrzeń po kimś lub po czymś, co było częścią naszego świata. To właśnie wtedy uczymy się żyć bez.

Na bazie tych wspomnień zaczęłam się zastanawiać, jak często strata dotyka naszego życia — i jak często uczymy się żyć bez, mimo że kiedy się nad tym zastanawiamy, zupełnie nie wyobrażamy sobie takiego życia:

Życia bez rodziców.
Życia bez dzieci.
Życia bez przyjaciół.

Ale też:

Życia bez tych słodkich, maleńkich łapek dziecięcych, oplatających naszą szyję.
Życia bez tupotu małych stópek na podłodze.
Życia bez pełnej rodziny przy stole.
Życia bez rozmów, które jeszcze wczoraj wydawały się tak oczywiste.
Życia bez miłości w małżeństwie.
Życia bez zaufania, które kiedyś było fundamentem relacji.
Życia bez zdrowia, które pozwalało nam funkcjonować każdego dnia.
Życia bez pracy, która dawała poczucie sprawczości, sensu i przynależności. Życia bez marzeń, które zgasły gdzieś po drodze.

A jednak — to dzieje się w naszym życiu nieustannie. Wciąż coś tracimy. Wciąż coś się kończy. I wciąż próbujemy żyć dalej, z nową rzeczywistością, której wcześniej nie znaliśmy.

Bez sztuki oswajania straty bylibyśmy zgubieni. Bo to właśnie ona pozwala nam nie tylko przetrwać, ale też odnaleźć sens w tym, co pozostało. To ona uczy nas, że brak może stać się przestrzenią na coś nowego — na wdzięczność, na pamięć, na pokój. Że życie bez nie musi oznaczać życia pustego.

Bo w końcu uczymy się, że każda strata jest zaproszeniem do innego rodzaju miłości — tej, która nie potrzebuje obecności, by trwać. Miłości, która przekracza granice czasu, cierpienia i śmierci. Miłości, która ma swoje źródło w Bogu — w Tym, który sam przeszedł przez śmierć, aby pokazać nam, że życie się nie kończy.

To w tej Miłości możemy żyć w pełni, nawet „bez” — bo Ona NIGDY nie przemija. Ona trwa w pamięci, we wdzięczności, w nadziei na spotkanie. I to właśnie Ona sprawia, że to, co utracone, wciąż jest w jakiś sposób obecne — w Bogu, który jest Miłością.

O autorze

Miłośniczka słowa pisanego, z wykształcenia teolog.
O sobie mówi: „Matka Polka” – żona, matka trzech dorastających synów – wielka zwolenniczka świadomego rodzicielstwa. 
Kobieta wielu pasji, zafascynowana naturą, oraz pięknem i mądrością Bożego Stworzenia, odkrywanymi podczas codziennych zajęć. 
Mistrzyni „międzyczasu” – hoduje zwierzęta, prowadzi uprawy permakulturowe, piecze chleby na zakwasie, tworzy mydła naturalne, oraz dziesiątki różnych przetworów, zaangażowana w służbę w lokalnej Społeczności Chrześcijańskiej, społecznik z głębokiego przekonania. 
Swoje życie i wszystko, w co się angażuje, opiera o Słowo Boże, z każdym rokiem bardziej świadoma tego, że bez Boga nic nie może uczynić (J. 15:5)Pokaż mniej