Po co nam dzieci? Zaduma nad sensem rodzicielstwa.

Po co nam dzieci? Zaduma nad sensem rodzicielstwa.

Coraz częściej słyszę, że ludzie nie chcą mieć dzieci – „bo świat jest zepsuty”, „bo nie chcą dokładać się do kryzysu klimatycznego”, „bo za dużo bólu”, „bo nie chcą im robić krzywdy”. I choć rozumiem lęki i troski, które za tym stoją, chcę dziś – w Dniu Dziecka – powiedzieć coś zupełnie odwrotnego: to właśnie świat potrzebuje naszych dzieci. Świadomych dzieci, wychowanych przez świadomych rodziców. Wrażliwych dzieci, które będą potrafiły współczuć, kochać, myśleć. Dzieci ludzi, którzy nie boją się walczyć o wartości. Którzy wierzą, że jeszcze można coś zmienić.

Tak, świat potrzebuje naszych dzieci. Nie po to, by odtwarzać to, co było – ale po to, żeby było inaczej. Lepiej. Mądrzej. Bo naprawdę nie wystarczy narzekać na ciemność – trzeba zapalić światło. I myślę, że każde narodziny są właśnie takim małym płomieniem. Każde dziecko to obietnica -czysta kartka, na której Bóg jeszcze raz chce napisać historię pełną sensu, dobra i prawdy.

Bóg potrzebuje naszych dzieci. Wierzę w to całym sercem – Bóg chce przychodzić do tego świata przez ludzi. I chociaż może wszystko, to jednak od początku postanowił działać przez rodzinę, przez relacje, przez miłość. Dlatego Maria urodziła Jezusa. Dlatego Jezus przez trzydzieści lat wzrastał w zwykłym domu, wśród codziennych, prostych spraw.

I tak samo dziś Bóg chce, abyśmy jako rodzice – mimo naszych niedoskonałości – dali światu dzieci, które będą niosły w sobie Boży obraz. Abyśmy wychowywali ludzi wrażliwych na cierpienie, na biedę, na przyrodę. Ludzi odpowiedzialnych, empatycznych, pokornych i odważnych. Nie idealnych – ale prawdziwych. Bo takich właśnie ludzi świat najbardziej dziś potrzebuje.

Nie oszukujmy się: posiadanie dzieci jest... skrajnie niewygodne. Burzy wszystkie nasze plany, rytmy i ambicje. Wymaga ciągłej rezygnacji z siebie. Ale może właśnie dlatego to najbardziej przemieniające doświadczenie, jakie możemy przeżyć.

Pamiętam początki mojej trzeciej ciąży. Ogromne szczęście – i ogromny strach. Czy damy radę? Czy nie będzie za trudno? Czy wystarczy pieniędzy, sił, przestrzeni? Wiedziałam, że wszystko się znów zmieni. Ale nie mogłam wiedzieć, że zmieni się tak pięknie.

I przeraża mnie to, jak… sami siebie okradamy z tak niesamowitych doświadczeń – takiej radości, miłości, poczucia spełnienia i nie przyniesie żadne inne życiowe wydarzenie. To niesamowite, jak przyjście na świat nowego człowieka rozszerza serce. Jak nagle znajdujesz w sobie siły, których nie miałeś. Jak uczysz się kochać głębiej, trwać mocniej, ufać dalej.

To jakby znaleźć nowe pokłady złota w kopalni – owszem, jest więcej pracy, jest ciężko, są zarwane noce… Ale przecież warto?

Czasem myślę, że największym oszustwem współczesności jest wmówienie ludziom, że dzieci zabierają radość. Że są ciężarem. Że można lepiej spożytkować życie. A przecież nic nie daje tyle sensu, co świadomość, że właśnie Ty pomogłeś komuś przyjść na świat. Że Ty byłeś świadkiem jego pierwszego śmiechu, pierwszego „kocham cię”, pierwszego kroku. Że dzięki Tobie jakiś człowiek istnieje. Oddycha. Rośnie. Jest.

To jest tak ogromne bogactwo, że aż trudno je opisać. A jednak tak często – przez nasze strachy, niepokoje, kalkulacje – pozwalamy się okraść z tej największej radości.

W Dniu Dziecka dziękuję Bogu za każde moje dziecko. Za wszystkie łzy, nieprzespane noce i zmęczone dni. Bo to wszystko prowadzi mnie do miłości, jakiej nie znałam. I chcę powiedzieć wszystkim, którzy się jeszcze wahają: warto.

Warto wejść w niewygodę, warto przejść przez lęk, warto oddać Bogu przestrzeń, w której może zrodzić się nowe życie.

„Oto dzieci są darem Pana, podarunkiem jest owoc łona.” Psalm 127,3 (BT)

Bo to życie – choć kruche, choć wymagające – jest zawsze cudem.

O autorze

Miłośniczka słowa pisanego, z wykształcenia teolog.
O sobie mówi: „Matka Polka” – żona, matka trzech dorastających synów – wielka zwolenniczka świadomego rodzicielstwa. 
Kobieta wielu pasji, zafascynowana naturą, oraz pięknem i mądrością Bożego Stworzenia, odkrywanymi podczas codziennych zajęć. 
Mistrzyni „międzyczasu” – hoduje zwierzęta, prowadzi uprawy permakulturowe, piecze chleby na zakwasie, tworzy mydła naturalne, oraz dziesiątki różnych przetworów, zaangażowana w służbę w lokalnej Społeczności Chrześcijańskiej, społecznik z głębokiego przekonania. 
Swoje życie i wszystko, w co się angażuje, opiera o Słowo Boże, z każdym rokiem bardziej świadoma tego, że bez Boga nic nie może uczynić (J. 15:5)Pokaż mniej

Polecamy także: