Cisza: więcej, niż miliony słów.

Cisza: więcej, niż miliony słów.

Zdarza mi się spotykać ludzi, którym cisza jakoś… Przeszkadza.

Przez cały dzień – gdziekolwiek są i cokolwiek robią – coś musi mruczeć w tle. Muzyka, podcasty, wywiady, audiobooki, radio, telewizor, cokolwiek.

Pamiętam wizytę u jednej znajomej. Poszłam na kawę, usiadłyśmy przy stole, a w tle cały czas brzęczał telewizor. Ja nie lubię hałasu – i zupełnie nie mam odporności na ciągłe światło, ruch, dźwięki. Aby skupić się na rozmowie, musiałam usiąść tyłem do ekranu. Bo – choć może to zabrzmi zbyt dosłownie – telewizor kradł mi uwagę z tej rozmowy.

I zaczęłam się wtedy zastanawiać: dlaczego cisza tak bardzo nam przeszkadza?

Cisza obnaża. Odsłania napięcie, które nosimy w sobie. Odsłania samotność, której nie chcemy czuć. Odsłania pytania, których boimy się zadać. Odsłania nas – bez upiększaczy, bez zagłuszaczy, bez rozpraszaczy. Cóż, cisza przynosi prawdę...

I to właśnie w ciszy zaczynamy naprawdę słyszeć.

W ciszy znajduję Ciebie, 
W ciszy słyszę Twój głos. 
W ciszy przemieniasz moje serce, 
W ciszy dotykasz mnie.

Fragment piosenki „W ciszy” zespołu Exodus 15)

Cisza nie jest pusta. Ona przynosi obecność. Ale żeby się o tym przekonać, trzeba najpierw przez chwilę wytrzymać niewygodę. Bo jeśli nie jesteś zaprzyjaźniony z ciszą, to może okazać się niewygodne, niełatwe. Czasem pierwsze chwile ciszy są jak zbyt jaskrawe światło – razi, boli, męczy. Ale z czasem oczy się przyzwyczajają. I wtedy – pojawia się przestrzeń. Oddech. Bóg.

Żyjemy w czasach przebodźcowania. Mówi się nawet, że to jedno z największych zagrożeń współczesnego świata – nie brak informacji, ale nadmiar. Nadmiar bodźców, danych, wrażeń. Szybkie wiadomości, migające ekrany, krótkie formy, nieustanny hałas. A my, nawet jeśli mamy wolny wieczór, często nie potrafimy go przeżyć bez bodźców. Zamiast pobyć w ciszy – wchodzimy w tryb „coś muszę jeszcze zobaczyć, czegoś posłuchać, czegoś się dowiedzieć…”.

Tylko, że tak się nie da złapać oddechu.
Tak się nie da wsłuchać w siebie.
A już na pewno – tak się nie da spotkać z Bogiem.

Bóg przemawia… cicho.

Nie przez burzę. Nie przez trzęsienie ziemi. Nie przez głośne efekty specjalne. Jego głos – jak wiemy z historii Eliasza – jest szeptem. A szeptu nie usłyszysz, jeśli wokół gra orkiestra.

Dlatego cisza jest taka ważna.

To ona pozwala Ci poczuć, że coś boli. To ona przypomina, że tęsknisz. To ona ujawnia, że się zagubiłaś. Ale też – to właśnie w ciszy Bóg może do Ciebie mówić naprawdę.

Może warto zrobić kilka małych kroków:

– zostawić telefon w drugim pokoju,
– nie włączać muzyki,
– nie sięgać po książkę czy podcast...

Tylko usiąść. Po prostu. Na pięć minut.

Nie „produkować się”, nie „modlić się poprawnie”, nie „mieć postanowień”. Po prostu być. W ciszy.

Wsłuchać się we własny oddech, pogłębić go. Poczuć, jak napięcie opuszcza nasze ciało.

A potem jeszcze raz.

I jeszcze raz.

Z czasem ta cisza stanie się przyjacielem, nie przeciwnikiem. Przestrzenią, w której Bóg przychodzi naprawdę. I w której Ty możesz spotkać samego siebie.

📩 Zaproszenie

Jeśli czujesz, że cisza Cię onieśmiela, że nie wiesz, co z nią zrobić – ale tęsknisz za głębią i prawdziwym spotkaniem z Bogiem, zapraszam Cię do kursu online „Dla niedoskonałych”. To bezpieczna przestrzeń, gdzie nie trzeba udawać silnej, zorganizowanej, „ogarniętej duchowo”. Tam możesz pozwolić sobie być w ciszy. I odkryć, że właśnie tam – On jest najbliżej.