Poznam cię po tym, jak trzymasz chleb: o sztuce bycia razem.

Poznam cię po tym, jak trzymasz chleb: o sztuce bycia razem.

Dwa tysiące lat temu Jezus przez trzy lata wędrował z uczniami. Uczył ich, rozmawiał z nimi, modlił się z nimi – i jadł z nimi. Wspólne posiłki były nieodłączną częścią ich codzienności. Ale jest jedna scena po Jego zmartwychwstaniu, która zawsze przemawia do mnie szczególnie, zatrzymując w zadumie.

Dwóch uczniów szło do Emaus. Nie rozpoznali Jezusa, który do nich dołączył. Rozmawiali, dzielili się swoją rozpaczą, On im tłumaczył Pisma – a oni wciąż nie wiedzieli, kim naprawdę jest. I wtedy stało się coś niezwykłego: gdy zasiedli razem do stołu, Jezus wziął chleb, pobłogosławił go, połamał i podał im. „Wtedy otworzyły się im oczy i poznali Go” (Łk 24,31).

Nie po głosie. Nie po słowach. Nie po spojrzeniu. Poznali Go po łamaniu chleba. Po geście. Po czymś tak codziennym, a jednocześnie tak głęboko zakorzenionym w relacji. I jakże ja dobrze to rozumiem!

Jako mała dziewczynka zawsze siadałam przy stole obok mojego Taty. Po modlitwie dziękczynnej Tata brał w dłonie bochenek chleba i kroił go w sposób, jakiego nigdy wcześniej ani później nie widziałam u nikogo innego. To miało w sobie coś z pełnego szacunku rytuału – precyzyjne, równe, ciche cięcie kromek, jakby każda miała szczególne znaczenie. Do dziś jestem pewna, że gdybym gdziekolwiek zobaczyła te same dłonie krojące chleb właśnie w taki sposób – wiedziałabym, że to mój Tat.

Wspólne posiłki to nie tylko odżywianie ciała – to przestrzeń poznawania się nawzajem. W ich rytmie i powtarzalności uczymy się o sobie więcej niż w tysiącu rozmów telefonicznych.

Widzimy, jak ktoś trzyma łyżkę, jak doprawia zupę, jak nalewa herbatę. Co wybiera na talerz, a czego nie ruszy. Czy czeka na innych, czy je w pośpiechu. Czy pamięta, co lubisz. Czy zostawia ostatnie trzy łyki kawy w filiżance. Czy pyta: „nałożysz sobie więcej?”. I nawet jeśli te gesty wydają się drobne – to właśnie one tworzą obraz człowieka, który z czasem staje się tak znajomy, że wystarczy spojrzeć i... wszystko jest jasne.

To przy stole uczymy się nie tylko tego, co ktoś je, ale kim jest. Co go rozśmiesza, co go martwi. Czy lubi rozmawiać rano. Czy potrzebuje chwili ciszy po pracy. Jak traktuje słabszych. Czy zapyta dziecko, jak minął dzień. Czy umie powiedzieć „dziękuję”. Czy potrafi przeprosić, gdy wylał zupę w nerwach.

Stół jest jak codzienny mikroświat – to tu odpadają maski, tu widać prawdziwe oblicza.

Nie bez powodu Jezus zostawił nam komunię właśnie w formie posiłku. Chleba i wina. Nie konferencji. Nie symbolu. Ale stołu. Spotkania. Bliskości. Wchodzenia w głęboką więź z Nim – i z drugim człowiekiem. I my, jako Jego uczniowie, jesteśmy zaproszeni, by robić podobnie.

Psalm 133 mówi: „O, jak dobrze i jak miło, gdy bracia w zgodzie mieszkają!” – a ja czasem myślę: jak dobrze i jak miło, gdy rodzina razem je posiłek! Gdy jest czas, by spojrzeć sobie w oczy. Gdy dzieci cieszą się z ulubionego dania. Gdy tata mówi: „trudny dzień dziś miałem” i nikt go nie ocenia. Gdy ktoś przynosi herbatę bez pytania. Gdy ktoś kroi chleb tak, jak robił to zawsze.

Wspólne posiłki uczą nas siebie nawzajem. Sprawiają, że stajemy się dla siebie rozpoznawalni – nie tylko po głosie, ale po miłości, która wyraża się w najprostszych gestach.

O autorze

Miłośniczka słowa pisanego, z wykształcenia teolog.
O sobie mówi: „Matka Polka” – żona, matka trzech dorastających synów – wielka zwolenniczka świadomego rodzicielstwa. 
Kobieta wielu pasji, zafascynowana naturą, oraz pięknem i mądrością Bożego Stworzenia, odkrywanymi podczas codziennych zajęć. 
Mistrzyni „międzyczasu” – hoduje zwierzęta, prowadzi uprawy permakulturowe, piecze chleby na zakwasie, tworzy mydła naturalne, oraz dziesiątki różnych przetworów, zaangażowana w służbę w lokalnej Społeczności Chrześcijańskiej, społecznik z głębokiego przekonania. 
Swoje życie i wszystko, w co się angażuje, opiera o Słowo Boże, z każdym rokiem bardziej świadoma tego, że bez Boga nic nie może uczynić (J. 15:5)Pokaż mniej

Polecamy także: