Słyszysz mnie, ale czy mnie rozumiesz?

Słyszysz mnie, ale czy mnie rozumiesz?

Żyjemy w świecie, który pędzi szybciej, niż ktokolwiek z nas potrafi nadążyć. I gdzieś po drodze – nawet tego nie zauważając – przestaliśmy słuchać. Mówimy do siebie, odpowiadamy sobie, reagujemy… ale nie słuchamy. Nie słuchamy naprawdę.

Coraz częściej zdarza mi się, że kiedy z kimś rozmawiam, jego umysł biegnie dwa kroki dalej. Już układa odpowiedź. Już formułuje radę. Już wie nie tylko, co sam chce powiedzieć, ale wydaje mu się, że wie co chcę powiedzieć ja.

Staram się więc skondensować swoje wypowiedzi, wyłuskać samo sedno, ubrać w proste słowa, aby zdążyć – ale i na to czasem brak cierpliwości, a towarzysząca rozmowie atmosfera nie daje przestrzeni do tego, aby zaufać i się otworzyć naprawdę, aby nazwać i wypowiedzieć swoje emocje, lęki, obawy.

W tym dzikim pędzie życia straciliśmy gotowość, by zatrzymać się przy drugim człowieku. By dać mu czas na znalezienie właściwych słów. By nie ponaglać, nie oceniać, nie kończyć za niego zdań. Wiele osób wokół nas wciąż nosi w sobie myśl: „Nikt mnie nie słucha. Nikt nie rozumie, jak naprawdę się czuję.”

I widzę w tym jedną z najgłębszych przyczyn, dla których tyle relacji dziś traci swoją siłę — bo tam, gdzie brakuje wysłuchania, znika też poczucie bliskości. Nie czujemy się wysłuchani i, paradoksalnie, wielu z nas równocześnie nie daje innym tej przestrzeni, której sami tak bardzo potrzebujemy.

Gdy ktoś mówi o swoim bólu, często odruchowo umniejszamy jego przeżycia: „Przesadzasz”, „Nie myśl o tym”, „Inni mają gorzej”. Gdy ktoś dzieli się lękiem, tłumaczymy mu, że nie powinien się bać. Gdy opowiada o tym, co go dręczy, odpowiadamy żartem, żeby rozładować atmosferę. A przecież to nie pomaga. W jaki sposób mogłoby? To jedynie odbiera odwagę do mówienia. Sprawia, że człowiek zamyka się jeszcze bardziej, przekonany, że jego wnętrze jest „głupie”, „niewłaściwe” albo „nadwrażliwe”.

Słuchanie wymaga czegoś, czego dzisiaj tak bardzo nam brakuje: uważnej obecności. Tej spokojnej, cichej gotowości, by powiedzieć: „Jestem tu. Nic nie musisz udowadniać. Wiem, kim jesteś. Znam Twoją wartość. Opowiedz, jeśli chcesz. Jestem tu dla Ciebie.

I w tym właśnie momencie zaczyna się prawdziwe zrozumienie. Nie wtedy, gdy mamy odpowiedź. Nie wtedy, gdy doradzamy. Nie wtedy, gdy próbujemy naprawić czyjeś życie na podstawie trzech zdań. Zrozumienie zaczyna się tam, gdzie potrafimy być z kimś – całym sercem, bez pośpiechu, bez presji, bez potrzeby, by mieć rację, z szacunkiem do jego emocji, obaw, przeżywanych trudności.

Cóż, życie jest, jakie jest - nie zawsze mamy w swoim życiu kogoś, przy kim możemy być naprawdę sobą. Kogoś, kto wysłucha bez oceniania, kto nie ponagli, nie wyśmieje, nie zbagatelizuje. Często brakuje nam ludzi, przy których można bez wstydu otworzyć serce, powiedzieć „boję się”, „nie daję rady”, „potrzebuję, żebyś po prostu ze mną był”.

I to boli. Boli tak głęboko, że aż trudno określić to słowami.

A jednak — nie jesteśmy zostawieni sami sobie. Bo choć nie każdy ma obok siebie człowieka, który potrafi naprawdę słuchać, każdy z nas może mieć przy sobie Boga. Tego, który widzi całą prawdę o naszym życiu. Tego, który zna nasz wysiłek, nasz lęk, nasze zmęczenie. Tego, który rozumie nas jeszcze zanim wypowiemy choć jedno słowo.

On nie potrzebuje naszych wyjaśnień. On wie. On widzi. On rozumie.

I może właśnie tutaj zaczyna się uzdrawiająca cisza — świadomość, że nawet jeśli nie mamy obok człowieka, który nas wysłucha, mamy Boga, który jest bliżej niż ktokolwiek inny.

A jeśli samotność jest miejscem, z którym się zmagasz — albo zmaga się ktoś, kogo kochasz — nie musisz przez to przechodzić samodzielnie. Samotność to realny problem, naprawdę wielki. Wielu z nas dobrze o tym wie i każdego dnia z nią walczy.

Jeśli to Twoja walka — ten kurs jest dla Ciebie. Jeśli to walka kogoś, kto jest Ci bliski — możesz podarować mu coś, co naprawdę pomaga.

Bo nikt nie jest stworzony do samotności. A Bóg, który nas widzi i rozumie, zaprasza każdego z nas do życia, w którym nie musimy już milczeć w pustce. Możemy być wysłuchani. Naprawdę.

O autorze

Miłośniczka słowa pisanego, z wykształcenia teolog.
O sobie mówi: „Matka Polka” – żona, matka trzech dorastających synów – wielka zwolenniczka świadomego rodzicielstwa. 
Kobieta wielu pasji, zafascynowana naturą, oraz pięknem i mądrością Bożego Stworzenia, odkrywanymi podczas codziennych zajęć. 
Mistrzyni „międzyczasu” – hoduje zwierzęta, prowadzi uprawy permakulturowe, piecze chleby na zakwasie, tworzy mydła naturalne, oraz dziesiątki różnych przetworów, zaangażowana w służbę w lokalnej Społeczności Chrześcijańskiej, społecznik z głębokiego przekonania. 
Swoje życie i wszystko, w co się angażuje, opiera o Słowo Boże, z każdym rokiem bardziej świadoma tego, że bez Boga nic nie może uczynić (J. 15:5)Pokaż mniej