Nie umiem wytłumaczyć, jak bardzo się staram – perspektywa dziecka (1)

Nie umiem wytłumaczyć, jak bardzo się staram – perspektywa dziecka (1)

Ten artykuł jest dziesiąty w serii: „Zrozumieć naprawdę”, serię rozpoczyna: „Czy ktoś naprawdę mnie rozumie”?

Jako dorośli często mamy wobec dzieci oczekiwania i wymagania, o których one same nie mają pojęcia. Karcimy je za błędy popełnione zupełnie nieświadomie, zamiast w spokoju tłumaczyć, jak świat funkcjonuje, co jest dobre, a co złe, jakie zasady w nim obowiązują. A przecież proces dojrzewania i uczenia się życia jest długotrwały i nie da się go w żaden sposób przyspieszyć. Nie da się przewidzieć każdej sytuacji, w którą wpadnie nasze dziecko, ani wszystkich emocji, które je wówczas ogarną.

W ostatnich dniach wiele rozmawiałam z rodzicami dzieci w wieku wczesnoszkolnym. To, co usłyszałam, namalowało we mnie smutny obraz szkolnictwa XXI wieku. Mimo tak ogromnego rozwoju nauk humanistycznych wciąż tak mało rozumiemy…. małego człowieka.

Usłyszałam historię dziewczynki, która została bardzo ostro skarcona za wyrwanie kartki z uwagą z zeszytu – nie wiedziała, że nie wolno, a uwaga szpeciła jej zeszyt. Ona po prostu chciała, żeby jej zeszyt był... ładny.

Usłyszałam historię dziewczynki, która dostała naganę za użycie zasłyszanego w szkole słowa o zabarwieniu erotycznym – o czym z racji wieku nie mogła mieć pojęcia.

Usłyszałam historię chłopca, który dostał jedynkę za to, że wyszedł z ławki, aby pokazać nauczycielce obrazek, który ona sama poleciła mu narysować.

Usłyszałam historię chłopca, któremu nauczycielka zarzuciła brak staranności przy rysowaniu i dobieraniu kolorów, choć chłopiec ma dużą wadę wzroku i nie rozróżnia kolorów.

Sama jako małe dziecko doświadczyłam manipulacji i presji, które dziś nazwałabym formą emocjonalnego szantażu. Bawiłam się w pewnym miejscu z moim jedynym kolegą. Później okazało się, że zniknęły tam pieniądze. Powiedziano mi, że jeśli się nie przyznam, że je zabrałam, już nigdy nie będę mogła się z tym chłopcem bawić. Dla mnie perspektywa utraty jedynego towarzysza zabaw była najstraszniejszą rzeczą, jaka mogłaby mi się wydarzyć. Bardzo zależało mi na tym, by móc spędzać z nim czas. Oczywiście wzięłam winę na siebie, a sytuacja urosła do afery, o której mówiono latami w bardzo szerokim towarzystwie. Nigdy nie miałam możliwości, aby powiedzieć, co zdarzyło się naprawdę. Nikt mnie nawet nie zapytał o to. Byłam małym dzieckiem, nie umiałam inaczej, nie miałam żadnych narzędzi do tego, by odróżnić manipulację od prawdy. Nie znałam mechanizmów, które dorosły widział i wykorzystywał – ja widziałam tylko perspektywę utraty przyjaciela.

Nigdy nie zrozumiemy naszych dzieci naprawdę, jeżeli nie nauczymy się traktować dzieci z szacunkiem, nie „z góry”, zakładając ich motywy i intencje. Jeśli nie będziemy traktować priorytetowo wyjaśniania, jak funkcjonuje świat i upewnienia się, czy dziecko dobrze rozumie co się wokół niego dzieje. Jeśli nie damy dziecku przestrzeni, by mogło popełniać błędy i uczyć się na nich. W efekcie nie zrozumiemy, co przeżywa, z czym się zmaga, a nasza relacja nigdy nie będzie tak mocna i głęboka, jak mogłaby być.

Tylko dziecko, które znajduje w rodzicu zrozumienie, wsparcie, poczucie bezpieczeństwa, prawdę i zaufanie, może rzeczywiście mocno oprzeć się na solidnym fundamencie rodzinnym. Takie dziecko może rozwijać swój potencjał, uczyć się odwagi, empatii, samodzielności i prawdziwej miłości. Może osiągać naprawdę wiele, bo wie, że nie jest samo. I że nawet wtedy, gdy nie wszystko wychodzi, jest akceptowane i kochane takim, jakie jest.

Tego właśnie nauczyłam się od mojego Ojca w niebie. To w Nim odnalazłam pełne zrozumienie, oparcie i bezpieczeństwo, dzięki którym mogłam stanąć na mocnym fundamencie, zaufać i odkryć, kim naprawdę jestem. Bo „wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia — w Jezusie Chrystusie”, a Jego miłość daje mi siłę, by iść dalej z podniesioną głową. I przekazywać dalej to, co otrzymałam od Niego – zaczynając od moich własnych dzieci.

Drugą część tego artykułu znajdziesz tutaj: "Nie umiem wytłumaczyć, jak bardzo się staram – perspektywa dziecka (2)"

O autorze

Miłośniczka słowa pisanego, z wykształcenia teolog.
O sobie mówi: „Matka Polka” – żona, matka trzech dorastających synów – wielka zwolenniczka świadomego rodzicielstwa. 
Kobieta wielu pasji, zafascynowana naturą, oraz pięknem i mądrością Bożego Stworzenia, odkrywanymi podczas codziennych zajęć. 
Mistrzyni „międzyczasu” – hoduje zwierzęta, prowadzi uprawy permakulturowe, piecze chleby na zakwasie, tworzy mydła naturalne, oraz dziesiątki różnych przetworów, zaangażowana w służbę w lokalnej Społeczności Chrześcijańskiej, społecznik z głębokiego przekonania. 
Swoje życie i wszystko, w co się angażuje, opiera o Słowo Boże, z każdym rokiem bardziej świadoma tego, że bez Boga nic nie może uczynić (J. 15:5)Pokaż mniej